Jedziemy do Sv. Vlas, bo najbliżej. Miasteczko jest już mi znajome, śpimy w tym samym domku, co kiedyś, u tej samej pani.
Mimo zmęczenia, wychodzimy jeszcze na deptak, bo jeszcze bardziej niż spania, spragniona jestem bałkańskiego jedzonka. Wszystko już tu wygląda na wymarłe, ale udaje nam się znaleźć otwartą knajpkę. Po schodkach w dół, wśród zieleni, z granatami wiszącymi nad głową i kociakami, które tak są najedzone, że wybrzydzają ;) No i niebo w gębie :-D