Na dziś w planie stary Sozopol.
Potrzebuję wymienić euro, ale kurs tu tak kiepski, że rezygnuję.
Chodzimy po miasteczku, najpierw nad brzegiem, jest tu jakieś zamknięte muzeum, widok na zatokę super.
Udaje się znaleźć drzewo figowe. Pierwszy raz w życiu próbuję tak pysznych dojrzałych słodziutkich fig - pychotaaaaa! Niedaleko na drzewie rosną granaty.
Z cypla fajny widok na rozpryskujące się na skałach fale. I na wyspę Sv. Ivan, gdzie niedawno znaleziono szczątki ponoć św. Jana Chrzciciela.
Zagłębiamy się w miasto. Jest tak samo ładne, jak Nessebyr, a nie tak bardzo przywalone straganami. Widać też nowe domki, budowane w starym stylu. Jak widać, jak się chce, to można, szkoda, że u nas nie można i szpeci się stare miasta szklanymi ścianami.
Do muzeów jakoś nie chce nam się wchodzić, nie mam ku temu weny, samo miasteczko mi wystarczy. Mam za to wspomnienie (jak to określiła pani w jednej z galerii) z Sozopola w postaci obrazka, szkoda, że olejne są takie drogie, bo piękne...
Jest tu i klub salsowy, ale o tej godzinie nikt nie tańczy.
Na koniec jeszcze wizyta w porcie. Leniwie tu i spokojnie. I kolorowo, jak w prawie każdym porcie :) I jak w prawie każdym porcie, w morzu pływa pełno rybek.