Trafiłam tu przypdakiem i bardzo się z tego cieszę.
Kościół w Słupi jest bardzo nietypowy, bo bez wieży.
Warto się tu na chwilę zatrzymać i zajrzeć do środka. Drzwi są otwarte, więc można wejść.
Siadam na chwilę i chłonę cudną ciszę, której tak mi od powrotu z Gruzji brakowało! Wśród tej ciszy słychać tylko pianie koguta i tykanie starego zegara, który po chwili wybija godzinę. Jest tak spokojnie, że chciałoby się tu na dłużej zostać. Magiczna chwila.
Po lewej stronie płyta nagrobna Macieja Małachowskiego – fundatora kościoła wraz z herbem.
Wdrapuję się jeszcze po starych drewnianych skrzypiących schodkach na górę, bo chcę z bliska zobaczyć organy. Szkoda tylko, że nie mogę ich usłyszeć!