Rano nie chce się wstawać, znów ziąb, tu też nie ma niczego w stylu kaloryfera. Wygrzebuję się dopiero o wpół jedenastej. Po drodze w chińskim sklepiku robię zakupy (tanio).
Jadę metrem na Atocha. Bardzo chciałam zobaczyć tutejsze pociągi, ale tu niestety jest jak na lotniskach – nie da się wejść na peron bez biletu :( Pociągi widać tylko częściowo z góry, przez brudną szybę.
Ale na pocieszenie w głównym holu można nacieszyć się dżunglą w środku miasta :) Pod przeszklonym dachem rosną egzotyczne rośliny, na czele z bananowcami, które sięgają prawie aż do sufitu. Jest też maleńkie bajorko pokryte zieloną rzęsą, w którym pływa mnóstwo żółwi :) Mogłabym się na nie gapić cały dzień, ale w planach mam dziś sporo.
Wsiadam w metro i jadę do końcowej stacji La Elipa. Chcę koniecznie zobaczyć Cementario de la Almudena – ponoć jeden z większych w Europie. Leży tu ponoć około pięć milionów zmarłych. Zimno jest i mgła, więc nastrój do takiego miejsca pasuje idealnie. A cmentarz faktycznie jest ogromny! Ponoć z końca XIX wieku, ale najstarsze nagrobki, które udaje mi się znaleźć są z 1924 roku. Wiele z nich jest kompletnie zniszczonych, może to właśnie te najstarsze? Niektórzy mają wielkie grobowce – jak małe domy. A niektórzy 'tylko' miejsce w ścianie nagrobków, nie wiem, jak to się nazywa, u nas niespotykane. A niektórzy po prostu rozsypują prochy swych bliskich wprost na trawę blisko wejścia. Na większości napisy 'no te olvidan', co znaczy nie zapomnimy się. Miejsce jest niesamowite, warto było tu przyjechać.
Wracam do metra i tym razem wysiadam na Puerta del Sol. Kiedyś była tu Puerta del Sol, obecny plac pochodzi ponoć z XIX wieku. Bardzo interesujące to miejsce, gwarne, pełne ludzi i z ciekawymi rzeczami do oglądania. Jest niedźwiedź obgryzający owoce z drzewka madroño, jakie to drzewko, to nie jestem pewna, bo różne wersje czytalam. To symbol Madrytu. Na środku placu stoi pomnik króla Carlosa III na koniu i dwie fontanny. Najbardziej ozdobny budynek z zegarem to Casa de Correos. Dziś jest on siedzibą miejscowych władz. Jest wreszcie reklama - neon Tio Pepe, ale w dzień nie widać jaka jest fajna. No i każda z uliczek wygląda tak, że aż chce się w nią zagłębić.