Kierujemy się do El Golfo. Jedziemy na północ i po drodze okazuje się, że mijamy solanki, więc zatrzymujemy się, bo bardzo tu ładnie. Ponad solankami jest punt widokowy z restauracją. Ceny do zaakceptowania, więc siadamy, bo czas już coś zjeść. Zamawiam tortillę – to rodzaj omletu z ziemnaikami (5 euro). Całkiem dobre i duże, spokojnie można się najeść.
Droga prowadzi przez czarne pustkowie.
Zatrzymujemy się w Los Hervideros. To kolejne niezwykłe miejsce! Znów utworzone dzięki wulkanom. Lawa, wpływając do morza stworzyła tu wiele jaskiń, do których dostają się fale, które po chwili wytryskują z hukiem na zewnątrz. Wrażenie jest nie do opisania, niezwykły spektakl, który stworzyła natura. Wchodzimy do jednaj z dziur, otwartej od góry. Pod nami rozbijają się fale, niektóre dosięgają i nas ;) a to dobre kilka metrów. Woda oglądana pod słońce ma cudowny turusowy kolor! Mogłabym tu stać i gapić się na to do zachodu słońca! Niezwykła jest potęga natury!
W dodatku w skałach zatopione są najprawdziwsze oliwiny – jedne z moich ulubionych kamyczków! :)
No ale dziewczyny poganiają, bo słonko już nisko, a my chcemy jeszcze zobaczyć El Golfo. Z ogromnym żalem opuszczam to miejsce i tak mi się w głowie kotłuje, że chciałabym tu jeszcze kiedyś wrócić…