Następny przystanek w Jameos del Agua (8 euro). Schodzimy w dół, do głębokiej jaskini. To tu zaczyna się wulkaniczny tunel Atlantyda. Na dole restauracja, stoliki, wszystko zrobione z tego pięknego tutejszego (znaczy hiszpańskiego chyba?) gatunku drewna, którego kolor tak mi się podoba. W głębi jaskini jeziorko z ponoć słoną wodą, które znajduje się pod poziomem oceanu. W jeziorku żyją ponoć kraby albinosy, ale nam nie udało się ich spotkać. Na drugim końcu też stoliki. Sama jaskinie większego wrażenia nie robi, taka jakaś zwyczajna mi się zdaje.
Hmm, i to wszystko?! Mówię, że na pewno coć tam dalej jeszcze będzie, no bo niemożliwe, że to wszystko za tyle kasy!
Wynurzamy się z jaskini, a tam ogród z kolejnym jeziorkiem. Jeziorko jest niebieskie, jest pełno palm i kwotnących kwiatów. Jest ładnie, no ale to wszystko można też zobaczyć gdzie indziej. Coraz bardziej jesteśmy rozczarowane.
Jest jeszcze jedna jaskinia, do której można wejść. Cieszę się, że może tu w końcu będzie coś ciekawego… niestety, to po prostu zwyczajna jaskinia z fotelami. To tu odbywają się wieczorne koncerty (wtedy pewnie o wiele lepsze wrażenie to wszystko robi). Znów rozczarowanie.
Wchodzimy po schodkach na górę, bo wciąż się upieram, że niemożliwe, żeby to było wszystko. Z góry ładny widok na niebieskie jeziorko i ogród. A w budynkach wulkaniczne muzeum – Casa de los Volcanes. Można zobaczyć jak działa wulkan, jest aparatura do badania, ale to dla mnie nie jest nic nowego ani odkrywczego – kiedyś już się interesowałam tym tematem.
No ale… honor tego miejsca został uratowany przez niespodziankę, obok której wszyscy przechodzili obojętnie ;) Było to zwierciadło, a raczej dwa zwierciadła tuż naprzeciwko siebie. Gdy zaglądało się doń samemu, nie było prawie wcale wrażenia, ale gdy ktoś stanął naprzeciwko… odbicia powodowały, że widać było wielokrotność tej osoby! Świetny pomysł kotś miał, radości i zdjęciom nie było końca! Rewelacyjna zabawka! To zdecydowanie hicior tego miejsca, już nam nie żal wydanej kasy, hi hi. Oczywiście widząc naszą radość, przy zwierciadle pojawili się i inni ludzie, więc wróciłyśmy jeszcze do niego później.
Dalej były też kolejne lustra, w których można było zobaczyć odbicia osoby stojącej obok, ale tamto było najlepsze.
Muzeum dalej robi się nieco ciekawsze, można obejrzeć film, pokazujący współczesne wybuchy wulkanów – żywioł niesamowity, skały wulkaniczne i inne takie. Mnie najbardziej spodobała się tablica, na której umieszczono próbki piasku z różnych plaż na Islas Canarias – śliczne kolory, od całkiem prawie białego przez czerwony nawet do czarnego. No to teraz jeszcze czerwoną plażę chciałabym zobaczyć ;)