Dziś jedziemy na północ wyspy.
Rano zajrzałyśmy jeszcze na naszą plażę. Mmm, całkiem fajnie to wygląda.
Bez większych problemów udało się wyjechać z miasteczka.
Pierwszy przystanek w Teguise, dawnej stolicy Lanzarote. Miało być tylko na chwilę... Miasteczko jest śliczne, dziś senne takie i leniwe. Turystów mało i bardzo dobrze. Wszyscy pewnie zjeżdżają tu dopiero gdy jest targ, czyli w niedzielę. No ale nas tu w niedzielę nie będzie.
Już z daleka widać wieżę kościoła otoczoną palmami – to chyba jedyny większy kościół, jaki spotkałyśmy na wyspie. W środku nastrojowa muzyka i figury inne niż u nas.
Za kościółkiem wielki plac – to pewnie ten plac targowy. Przed kościółkiem ryneczek, maleńki budynek banku, muzeum, no i sklepiki. Weszłyśmy tak na chwilę tylko ;) Fajnie do sklepików zajrzeć, są tu ciekawe rzeczy, których nie widziałam gdzie indziej. Od ciuchów, przez przeróżne pamiątki, biżuterię i wyroby ceramiczne, po miejscowe przysmaki. Można kupić między innymi dżem z kaktusa, miód palmowy, czy sos mojo w różnych wersjach – warto spróbować.
Czas jechać dalej, bo już południe, a to dopiero początek.