W Sofii jesteśmy dopiero o wpół dziewiątej, zamiast przed ósmą. Na szczęścia Galina czeka :)
Idziemy pieszo do centrum, chcemy coś zjeść. Niestety nie ma już czasu, żeby szukać czegoś fajnego, a jedyne co jest fajne w wielkiej hałaśliwej restauracji w centrum to frytki z sirene i szopska ;) Ale za to fajnie się gada :)
Przed jedenastą jedziemy metrem (wejście 1 lev) do Mladost. Bloki znajome, choć to drugi koniec miasta.
Rano tak się nie chce wstawać! Niestety Galina musi jechać do pracy, a ja na lotnisko. Pokazuje mi jeszcze, gdzie jest przystanek autobusu, gdzie mogę iść zjeść śniadanie i żegnamy się – szkoda, że tak krótko!
Idę więc na śniadanie, wolę się najeść tu, niż w Bolonii, choć i tak nie ma nic bułgarskiego, no cóż, trudno, biorę jakiegoś sandwicha.
Po drodze wchodzę jeszcze obejrzeć uniwerek. Zawsze chciałam tu wejść, bo z zewnątrz wygląda okazale, a nie było wcześniej okazji. Przy wejściu miły pan strażnik mówi, że musi sprawdzić mój plecak, że z takimi dużymi plecakami nie wolno tu wchodzić (wcale nie jest taki duży ;) ), bo boją się terrorystów. Ale gdy usłyszał, że jestem z PL, zajrzał tylko dla formalności i puścił mnie na górę, ale tylko na chwilę. A warto wejść, bo wnętrze prezentuje się całkiem ładnie. Szkoda, że nie mogę sobie tu pochodzić dłużej, ale nie chcę denerwować miłego pana, który uśmiecha się do mnie na pożegnanie.
Wsiadam w autobus 84, który zawiezie mnie na lotnisko. Przystanek jest naprzeciwko uniwerku, na Carigradsko Szose (bilet 1 lev). Najpierw zatrzymuje się przy terminalu drugim – tym nowszym, a potem dopiero przy pierwszym, skąd lata Wizzair.
Muszę teraz z dwóch plecaków zrobić jeden. Miało mi rzeczy nie przybywać ale oczywiście trochę przybyło ;) Na szczęście nikt się nie czepia.
Droga startowa jest tu tak skierowana, że startujemy wprost w kierunku miasta. Widać całą Sofię jak na dłoni – pięknie! Do widzenia!
.