Poranek jeszcze w Sibiu. Pobudka o ósmej, z łazienki udało nam się skorzystać, znaim jeszcze wszyscy się rzucili ;)
Z okien pokoju mamy piękny widok na Mały Rynek, obie wieże i kościół ewangelicki ze swoim ślicznym kolorowym dachem. Szkoda, że już nie zdążymy do niego wejść. W ogóle szkoda, że trzeba jechać, pewnie jeszcze niejedna fajna rzecz do obejrzenia by się znalazła.
O 10:55 mamy autobus do Bukaresztu (bilet 45 lei). Nawet całkiem fajny, dużo miejsca na nogi.
Po drodze musimy pokonać pasmo gór. Droga wije się doliną rzeki, a góry wznoszą się nad głowami (dosłownie!). Stan drogi miejscami fatalny. A ja z uciechą obserwuję bałkański styl jazdy, wyprzedzanie na zakrętach i na podwójnej ciągłej. Nasz kierowca też się przymierza, ale ruch jednak dość spory ;) Są Cyganie z jagodami, jest kilka czeszm i góry śmieci na postojach.
W sumie szkoda, że nie jechaliśmy pociągiem (jest tylko jeden tor). Widokowo na pewno byłoby lepiej, ale niestety czasowo o wiele gorzej.
19:30 Siedzimy na dworcu w Bukareszcie. Ależ zrąbaliśmy!
W stolicy autobus dowiózł nas na jakiś zapadły dworzec. Nie wiedzieliśmy nawet za bardzo, gdzie jesteśmy. Budynek dworca też jakiś opustoszały. Siedziały dwie panie, no to my z Anią do nich. Pytamy, gdzie jesteśmy, jakoś z trudem, bo z trudem, ale się dogadujemy ;) Uff, wiemy już, gdzie jesteśmy, teraz jeszcze jak dojechać na dworzec Nord. Panie się podnoszą, prowadzą nas na przystanek trolejbusu, pokazują, gdzie kupić bilety (choć najpierw rozumiem, że biletów nie trzeba, ale się uparliśmy) i prawie pakują nas we właściwy numer. Kolejna niespodziewana i jakże miła pomoc :)
Jesteśmy na dworcu. Jak na dworzec międzynarodowy nie wygląda on zbyt okazale. Za to w środku mi się spodobał. Pani w informacji nie gada po angielsku, odsyła mnie do kasy międzynarodowej. Pociąg do Ruse (z Moskwy do Sofii) jedzie wieczorem, mamy jeszcze trzy godziny. Jak z autobusami, pani nie wie.
Zabukowaliśmy się w McDonaldzie. Na szczęście nikt przez te wszystkie godziny nas nie wyrzucił. Pytam dziewczyny obok, jak to z tymi autobusami jest. Ona mówi, że do Giurgiu odjeżdżają autobusy z tego dworca, z którego właśnie przyjechaliśmy! No nie! Ale zrąbaliśmy!
Jestem za tym, żeby wrócić na tenże dworzec, to raptem dwadzieścia minut trolejbusem, ale zostaję przegłosowana ;) No dobra, kupujemy bilety do Ruse. Koszt biletu 55 lei, po okazaniu karty studenckiej zniżka 2,5 lei, hi hi. No cóż, zawsze to coś ;) Na zmianę pilnujemy bagaży i łazimy po dworcu, kupujemy jeszcze coś do jedzenia. Wychodzimy z Anią nawet trochę do miasta, nie pamiętam już czego szukałyśmy, w każdym razie nie znalazłyśmy.
Pociąg ma kwadrans opóźnienia. Boję się, że będzie więcej, w przewodniku jest napisane, że te międzynarodowe pociągi bardzo często się spóźniają. No i chyba wykrakałam, tuż przed przyjazdem opóźnienie urosło do 85 minut! Nie chce się tak bezczynnie czekać, nie ma tu nawet kafejki netowej!
Wreszcie pociąg przyjeżdża. Dostawiają dla nas dwa wagony, z czego jeden sypialny. Koszt tego sypialnego to 100 lei ze zniżką, 150 - bez. Pytam dwóch gości, jeden Amerykanin, jeden z Azji. Podróżują po Europie.