Do Słonecznego Brzegu dość szybko dotarliśmy (bilet 10 lv). Tu musieliśmy się przesiąść, bo naszym celem był Sveti Vlas. Na szczęście długo na autobus nie czekaliśmy. Jedziemy przez całe miasteczko. Po drodze widać pełno nowych domów i hoteli. Niedługo pewnie już nie będzie metra wolnej przestrzeni, bo wszystko się zabuduje. Trochę mi żal, bo niedługo niewiele będzie już miejsc, gdzie można pobyć samemu i nacieszyć się pięknem bułgarskiego wybrzeża.
W Sv. Vlas lądujemy o piątej. Decydujemy się na pierwszy apartament, który nam się trafił - nad chińską restauracją. Pani mówi, że specjalnie mają chińską, żeby mieszkańcom muzyka nie przeszkadzała ;)
Poszliśmy na plażę. Zimno było, bo już późne popołudnie i wiatr się zerwał, a fal jakoś nie było, dziwnie. No i trzeba było uważać, bo w pewnym miejscu znienacka robiła się podwodna dziura i łatwo było w nią wpaść. A znów z drugiej strony dno się ciągnęło i ciągnęło. Plaża całkiem fajna, choć jeśli chodzi o piaseczek to w Kranevo była lepsza. A z kolei nurkować już nie było jak, bo za ciemno się zrobiło.
Pod wieczór wyprawiliśmy się jeszcze z Wojtkiem do portu podziwiać łodzie i fury. Niestety pewnie znów mafijne. Normalni ludzie tylko mogli chodzić i podziwiać. A podziwiać było co ;)
Fajna tam była knajpa na plaży, pod dachem ze strzechy i ciekawie zrobiona w środku. A przed nią leżały dwie kotwice 'obrośnięte' małżami. To one chyba najbardziej mi się tu podobają ;)
Wieczorem jeszcze zakupy i łażenie po sklepach. A tych jest tu sporo. Taki nadmorski standard. Weszliśmy też do kafejki netowej poszukać jakiegoś połączenia powrotnego do kraju. Miał być Touring, ale jechał w piątek, co już nie za bardzo mi się spodobało. A poza tym na 30-tego jest już tylko jedno miejsce, he he. Sprawdzamy pociągi, bo to był plan awaryjny. Hmm, hmm, okazuje się, że pociągami telepalibyśmy się pewnie ze trzy dni, tak to wszystko powoli. Na szczęście znaleźliśmy jeszcze Ecolines, bilety dostaliśmy bez problemu. No i sobota, czyli jeden dzień dłużej w BG :)
Tego wieczoru była też i kolacja na tarasie (bo taras mamy piękny). Zajadamy czuszki z sirene, gadamy, w dali widać kolorowe światełka Słonecznego Brzegu. Żyć nie umierać...