Siedzę na Górze Parkowej. Wjechałam sobie kolejką, a co! Idę połazić po górach, bo tu za dużo ludzi.
Doszłam znów na Huzary :) Tym razem inną drogą. I znów znalazłam poziomki! :) Siedzi tu obok mnie jakiś robaczek. Nie wiem, czy to chrząszcz jakiś, czy co, w każdym razie bez zdjęć się nie obyło ;)
Jakubik - i znów miejsce, w którym można by spędzić cały dzień! Jest cudnie! Siedzę na łące ze ściętą trawą i pachnie niesamowicie. Trochę powyżej na zielonej łące pasą się koniki. Slonko świeci, drzewa szumią, motylki latają. Bosko!
Nie minęło wiele czasu, a ja znalazłam kolejne piękne miejsce. Zostawiłam szlak i odkryłam ambonkę myśliwską. Siedzę jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią. Widać stąd odległe, zamglone szczyty. Tak tu pięknie, że aż nie chce się iść dalej!
Szybko mi to poszło, już jestem u siebie. Droga, którą schodziłam była tak stroma i zabłocona, że gdyby nie moje górskie buty, to pewnie wylądowałabym kilka razy na tyłku.
Po drodze znalazłam jeszcze jedną polanę. Widać z niej było jak na dłoni szczyt Jaworzyny. Kolejne piękne miejsce do zachowania w pamięci... Do wieczora jeszcze kupa czasu, idę poszukać kirkutu.
Znalazłam kirkut, ale bez przygód się nie obyło ;) Nie chciałam się telepać główną ulicą, więc na mapie znalazłam sobie trasę częściowo szlakiem na Jaworzynę, a dalej ścieżkami. Weszłam na górę, ścieżki zero, tylko jakiś dom tam stał.
Wróciłam i pod lasem była niby dróżka, wchodzę w nią, szłam obok płotu, a tam facet mi mówi, że nie przejdę tamtędy. Pytam, jak się do kirkutu dostać. A on mi na to, że można przejść, ale przez czyjeś podwórko, hi hi, że mam chwilę poczekać, on idzie siano składać, to mi pokaże gdzie iść. To i poszłam. Faktycznie była furtka i podwórko, ale przeprosiłam i przeszłam ;) Historia lubi się powtarzać ;)
Ale za to wyszłam prosto na cmentarz :) Kirkut jest przepiękny! Zarośnięty zielskiem, stare macewy pochylają się pod wpływem czasu... Śliczny! Tyle, że był... zamknięty na kłódkę! Na furtce napis: 'klucz w urzędzie miasta, pokój taki i taki'.
Hmm, nie spodobało mi się to, ale cóż, wychyliłam się trochę, porobiłam kilka zdjęć ponad murkiem i spoza płotu :)
Przygód na tym nie koniec, bo jak już schodziłam, to się pokapowałam, że nie mam dekielka od obiektywu. Pamiętam, że wkładałam go do kieszeni od spodenek, a tu nic! Przeszłam tą samą trasę w dół i w górę i nic. Innej możliwości nie było - musiał mi w trawę wypaść. A trawy dużo było. Strata by była, może dużo to nie kosztuje, ale nie miałabym czym zamykać obiektywu. Przeszłam raz jeszcze w dół i... znalazłam! Ufff.
Chciałam jeszcze iść do cerkiewki, ale przez to wszystko mi się odechciało.
Jak wracałam, to zaszłam jeszcze do tego urzędu miasta. Piąta godzina, powinno być zamknięte, ale co tam, spróbować nie zawadzi. Pan jeszcze siedział, powiedział, że nie ma problemu. Super, przyjdę w czwartek.