Poszłam na chwilę usiąść i coś zjeść, bo już zmęczona byłam.
Długo sobie nie posiedziałam, bo po chwili za namiotem ze sceną pojawiły się trzy wielkie maszty! To przypłynął Sedov! Pognałam na nabrzeże, udało mi się przepchnąć prawie do przodu i widziałam, jak cumował! Gościu na rufie gadał przez krótkofalówkę jak mają chodzić maszyny, żeby nie przywalić. I przybił gładziutko, po mistrzowsku bym powiedziała. Cały tłum dookoła zaczął bić brawo, załoga nam kiwała! Jest super gdy można poczuć od tylu ludzi tyle pozytywnych emocji w jednym miejscu! Chciałabym, żeby zdarzało się to częściej!
A Sedov! Jakiż on piękny! Jest niesamowity, ogromny! Maszty wystawały mu wyżej niż sięgał MV. Cudowny! Pomyśleć, że taki pływa sobie gdzieś tam po morzach... Żeby zmieścić go całego w kadrze, musiałam się cofnąć pod sam płot do tyłu. A i tak ledwo ledwo ;) Tu już nie wytrzymałam i poprosiłam jakąś rodzinkę, żeby mi zrobili z nim fotę.
W tym czasie odbywały się skoki na bungee. Jak Sedov przybijał, to ktoś tam na górze stał i bał się skoczyć (wcale się nie dziwię!). Ludzie patrzyli to na górę, to na Sedova, bili brawo, gwizdali, krzyczeli dawaj dawaj, wiara z Sedova się dołączyła :) Ta osoba w końcu nie skoczyła. Trochę obciach, przed tyloma ludźmi ;) Ale nie dziwota, sama bardzo bym chciała skoczyć, ale chyba by mnie ktoś musiał w tyłek kopnąć, żebym poleciała ;)
W końcu poczułam się zmęczona, głowa mnie bolała (z nadmiaru wrażeń chyba ;)) i stwierdziłam, że będę się powoli zbierać. Tyle jeszcze zostało do zobaczenia, ale przecież jutro też jest dzień. Nabrzeże od południowej strony zmieniło się w jedno wielkie wesołe miasteczko. Przypomniało mi to trochę wiedeński Prater...
Poszłam jeszcze po drodze do miasta na jakiś kebab, na Łasztowni kolejki za żarciem okropne, a porządna kolacja mi się należała, śniadanie zjadłam tylko żeby coś w siebie wepchnąć, przez cały dzień jeden suchy rogal. Za kebabem czekałam pół godziny, bo miasto przeżywa najazd ludzi i to co jest to mało. Poszłam też zrzucić fotki na płytkę, że ja tych kart zapomniałam, wrrr, no cóż, za sklerozę też trzeba płacić jak się okazuje ;) Znalazłam punkt w centrum Galaxy, słyszałam, że jak ludzie byli tu na szkoleniu, to dla niech to centrum było jedyną atrakcja. A przecież Szczecin to takie ciekawe miasto!
W Trzebieży zdążyłam jeszcze na zachód słonka :)
Najbardziej z tego wszystkiego podobali mi się ludzie na żaglowcach. Wszyscy młodzi, na Sedovie i Kruzenszternie to jeszcze nastolatki. Skandynawowie ubrani byle jak, po pokładach na boso śmigali. Faceci z długimi włosami, wyglądali jak z obrazków. Ech, jak ja im zazdroszczę! Też bym chętnie zostawiła wszystko i popłynęła na podbój świata!