Jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy, wjechaliśmy na samą górę (1700 m. n.p.m!). Niestety na teren obserwatorium nie tak łatwo się dostać, przy bramie siedzi strażnik, a właściwie policjant. Który poinformował nas, że, he he, wszystkie miejsca noclegowe są zajęte. Ooops, pora późna, zbliża się już jedenasta, a w hotelu na dole ciemno było.
Ale za to jakie piękne niebo!!! Jak w Bieszczadach, zadzieram głowę i nie mogę oderwać wzroku. Droga mleczna.
Jest zimno. W końcu, po dłuższej rozmowie Wojtka przez telefon, policjant wpuszcza nas do środka. Możemy iść do kopuły! Hura! Idziemy w ciemnościach, w świetle latarki, stare dobre czasy mi się przypominają :)
Pod kopułą czeka na nas kilka osób. Ałbena i Wojtek znają się z jego niegdysiejszego tu pobytu. Uff, no to już teraz nie jesteśmy tak całkiem obcy. Jest też dwóch gości. Jeden ma cudne oczy, drugi długie włosy, a na głowie chustę. Mmm, podoba mi się ;)
Wjeżdżamy windą (!) na szóste (!) piętro! Wchodzimy do teleskopu. Mimowolnie wydaję okrzyk zdziwienia - jest olbrzymi! Średnica lustra dwa metry, całość (z przeciwwagą) waży aż pięćdziesiąt ton! Aj! Niesamowity!
Napatrzywszy się już na teleskop wychodzimy na balkonik. Tylko kratka, a pod spodem sześć pięter niczego. Na szczęście w nocy tego nie widać ;) Niebo jest cudowne! Mogłabym tak siedzieć całą noc! W dali widać zarysy gór. Słychać odgłos obracającej się kopuły. Teraz dopiero uświadamiam sobie, jak bardzo brakuje mi obserwatoryjnego życia. Siedzenia po nocach. Gwiazd nad głową. Ech!
Wreszcie schodzimy na dół. Astronomowie piwkują, hi hi. Na szczęście okazuje się, że możemy się przespać w jednym z nieużytych akurat apartamentów. Ufff, kolejny problem z głowy.
Mimo zmęczenia, nie mogę sobie odpuścić zrobienia choć kilku nocnych fotek. Wychodzimy na drogę. Nie mam wężyka, niestety, ale potem okazuje się, że foty nie są wcale poruszone, za to widać ruch gwiazd. Potem bawimy się, oświetlamy się latarką, nie mogę ze śmiechu, zdjęcia wyszły po prostu kapitalne!!! Na niebie Plejady, Hiady, a potem jeszcze i księżyc. Bosko! Mogłabym tak do świtu, ale w końcu marzniemy, trzeba iść spać, bo przecież rano mamy ruszyć w dalszą drogę.