I oto jesteśmy już na Thasos! W miasteczku o tej samej nazwie.
Jest tuż po południu, upał okropny, ale cóż robić, jak już tu jesteśmy, to trzeba zobaczyć co jest do zobaczenia. Udaje nam się zaparkować tuż przy muzeum.
I tu znów wpuszczają nas za darmo, kiedy dowiadują się, że my studenci z Polski. Miło. W muzeum niewiele eksponatów, ale za to leciał filmik o historii wyspy, bardzo ciekawy. Nie oglądamy co prawda całego, bo czas goni, ale fajnie się dowiedzieć tego, czego wcześniej nie było chęci i czasu przeczytać.
Obok muzeum ruiny. Znów dziwnie tu chodzić, kiedy człowiek uświadomi sobie, że przed tyloma wiekami chodzili tu Grecy, Rzymianie i Bizantyjczycy...
Ukrop daje mi się we znaki, ale wdrapujemy się na górkę, zobaczyć amfiteatr. Niestety furtka do niego jest zamknięta, nie wiedzieć czemu. Trochę bez sensu, bo przecież to jedna z głównych atrakcji tutaj. Ale od czego pomysłowość, wdrapujemy się ciut wyżej, zbaczamy w las i znajdujemy dziurę w płocie. Ha, udaje się, podziwiamy amfiteatr w góry. W dali rozciąga się piękna panorama miasteczka, a dalej morza i Tracji.
Można wejść jeszcze wyżej, do ruin twierdzy. Po drodze widać w dole cudnie turkusowe wody jakiejś małej zatoczki. Stwierdzamy, że niech się dzieje co chce, trzeba znaleźć gdzieś fajną plażę i się wykąpać. Na górze też resztki wieży i trochę kamieni. I znów w dole piękne widoki.
Schodzimy z powrotem do portu, wchodzimy do pierwszego lepszego baru, Grek daje nam mięska do spróbowania. Dobry chwyt marketingowy, he he, zjadamy u niego po kebabie. Po drugiej stronie uliczki zaglądamy do wody, która jest cudowne przezroczysta (a przecież to port!). Widzimy małe rybki, ale największe wrażenie robią na mnie jeżozwierze! Prawdziwe, najprawdziwsze jeżozwierze!!! Leżą sobie takie małe kolczate kulki na kamieniach. Pierwszy raz w życiu mam okazję oglądać je w naturze! Wojtek nazywa je jeżami, więc ja też po jakimś czasie tak na nie mówię ;)
Wracamy do samochodu i jedziemy szukać plaży. Zatrzymujemy się na pierwszej z brzegu, Wojtek nie może już wytrzymać, chce wypróbować robienie fotek pod wodą. Plaża trochę kamienista, ale kto by się tym przejmował, cudnie zanurzyć się w chłodnej wodzie. Tym razem pływam już trochę z maską. Widać jakieś wodorosty, no i jeże. Oglądam je z daleka, bo lepiej na takiego nie nadepnąć. Pełno malutkich rybek. Jest super! Wojtek nurkuje i znajduje skorupkę jeża!
Robi się już późne popołudnie. Czas ruszać w podróż dookoła wyspy. Jak już jesteśmy z tej strony, jedziemy zachodnim wybrzeżem. Drogę pokonujemy szybciej niż się spodziewaliśmy. Po lewej stronie góry, na ich stokach pełno oliwek. Po prawej morze i też gaje oliwne. Zatrzymujemy się na chwilę w takim gaju, oliwki bardzo stare, powykręcane. Kojarzą mi się z jedi, są tak samo stare i tak samo pomarszczone mają pnie. Niesamowite.
Wchodzimy na jeden z kempingów, tu okazuje się, że namioty są na wyposażeniu, ale do nocy jeszcze trochę czasu, więc jedziemy dalej.