W planie mieliśmy jechać brzegiem, ale gdy dojechaliśmy do Biograd, dalsza droga okazała się zamknięta. Pokrążyliśmy trochę po miasteczku, może jakoś dałoby się wyjechać, ale tylko wpieprzyliśmy się w ośrodki i pola namiotowe. A policjant wyglądał na tyle groźnie, że nikt z nim nie miał ochoty dyskutować. Taki Rambo o bardzo nieprzyjaznym wyrazie twarzy.
Musieliśmy pojechać wgłąb lądu. Niestety dla nas, bo droga prowadziła pod górę i biedna Skoda znów dwa razy się zagotowała. A my w najgorszym popołudniowym upale staliśmy na drodze, gdzie nawet cienia nie było. Podróż przez to znów się opóźniła.
Musieliśmy wyjechać na autostradę, ale nie ma tego złego. Po drodze trafiliśmy na wielkie jezioro, nad którym latał samolot. A dalej, za mostem coś naprawdę pięknego - duży fiord prowadzący od jeziora w głąb lądu. Widok był akurat pod słońce, woda mieniła się od promieni, a na niej przepływające łódki, które zostawiały na wodzie swoje ślady. Zrobiłam tam jedne z najładniejszych fot z całej tej podróży! Po drugiej stronie mostu przycupnęło miasteczko. Widok zabójczy.