Pojechaliśmy do Kasi. Poszwędaliśmy się jeszcze trochę po Słonecznym Brzegu. Weszliśmy na pomost, przeszliśmy się promenadą. Jakże to inne miejsce niż te, przez które dotąd nasza podróż wiodła! To już nie jest prawdziwa Bułgaria, a wielki turystyczny nadmorski moloch! Przy okazji wyjaśniło się, dlaczego tak pusto (choć na deptaku i tak tłumy). Okazało się, że po zamachach bardzo wielu ludzi z zachodu Europy odwołało swoje rezerwacje. Aż nie chcę nawet sobie wyobrażać, jak tam wygląda w pełni sezonu! Brrr.
Mieliśmy wieczorem już być w Sofii, a my dopiero o zmierzchu opuszczaliśmy wybrzeże. Żadnemu z nas nie chciało się wyjeżdżać, ani Kasi, ani Wojtkowi, ani mi. Wiedziałam, że tak cudne wakacje tak szybko już się nie powtórzą, więc żal mi było, że już się kończą.