Czas na Dueodde. Na to miejsce chyba najbardziej dziś czekałam, bo koniecznie chciałam wejść na latarnię morską. Udało się, otwarta! Nikt tu nie siedzi z biletami, po prostu pieniążki wrzuca się do puszki. W ogóle przy drogach często zdarza się, że dom stoi daleko w ogrodzie, a przy drodze, na stoliczku wyłożone są owoce i przetwory. Ceny napisane są obok, jeśli coś chce się kupić, po prostu zostawia się pieniążki. Super to, choć w naszej rzeczywistości byłoby niewykonalne, tu bardzo fajnie się z tym czuję :)
Widoki z latarni przepiękne. Lasy, wydmy i morze. Na wydmach widać pełno śladów stóp, wygląda to, jakby gdzieś tam na dole krasnoludki wydeptały swoje ścieżki :) A może to miejscowe Krolle? ;) Sama latarnia jest dość wysoka, cała biała, choć myślałam, że będzie ładniejsza ;)
Ale na pocieszenie jest tu i druga latarnia, stara. Ta bardziej mi się podoba, bo jest cała z kamienia. Ale na tą już się wejść nie da, teren jest wojskowy, wszędzie kamery.
Jeszcze spacer po plaży. Przewodnik tak bardzo te plaże zachwala. A przecież u nas są takie same! ;) Jest pięknie, pusto, plaża rozciąga się po horyzont w obie strony. I tylko lodowato zimne morze przypomina o tym, że już prawie jesień...
W drodze powrotnej jeszcze zakupy w markecie w Nexo. Ponieważ w Svaneke nie ma większego sklepu, więc kupujemy prowiant na cały tydzień.