Dziś, w ostatni dzień, postanowiłam choćby nie wiem co pójść na plażę. Nie żebym lubiła leżeć bezczynnie i nic nie robić, ale trochę odpoczynku się przyda. Słonko świeci, chyba specjalnie dla nas wyszło, jest cudnie ciepło, migotki na wodzie, palmy tuż przy plaży i kolorowe parasole. Nawet po tych kilku dniach nie mogę uwierzyć, że tu jestem!
Woda zimna jak cholera, ale mimo wszystko postanowiłam jednak popływać w oceanie :) Wejść nie było łatwo, ale potem już super. I znów jak sen – środek zimy, a ja pływam sobie w czyściutkiej wodzie o pięknym turkusowym kolorze!
Tak bardzo nie chce się wyjeżdżać!
Wracamy do hotelu, jeszcze szybki prysznic, pakowanie. W międzyczasie popsuła się pogoda, przyszły chmurki, nawet trochę pokropiło. To słonko chyba faktycznie specjalnie dla nas wyszło, żeby nas miło pożegnac, jakby wszystkich miłych zdarzeń było jeszcze mało :)
Na koniec wizyta w naszej ulubionej już knajpie Galeon. Dostałam rybne klopsiki – znów pyszne! Do tego rewelacyjne wino, a co, wczoraj już nie udało się kupić, bo sklepy pozamykane. Powiedziałam naszemu panu, że jedzonko było pyszne i że będę polecać tą knajpę, no i naprawdę polecam! Panowie pożeganli się z nami jak ze starymi znajomymi, życząc szczęśliwej podróży.
I jeszcze wizyta w perfumerii, ceny naprawdę warte zakupów. Sama nic nie kupiłam, bo miałabym te perfumy przez najbliższych pięć lat, ale nawąchałam się za wszystkie czasy ;)
Czas już było jechać.
Miało być jeszcze muzeum w zamku w Arrecife, no ale czasu już zabrakło.
Lot opóźniony o niecałą godzinę. A szkoda, można by było jeszcze na słonku posiedzieć, zamiast w terminalu! No cóż.
Za to na sam już koniec żegnają nas przepiękne widoki z góry. Widać miejsca, które wcześniej odwiedziłyśmy. Wkrótce Islas Canarias chowają się pod chmurami, jak jakaś mityczna kraina. A ja już teraz wiem na pewno, że kiedyś jeszcze tu wrócę!!!
.