0:30 Granica serbsko - bułgarska. Zajęła nam 'tylko' godzinę. Wesoło było, w autokarze pojawiały się co chwilę nowe koncepcje co do losu naszych paszportów i pani pilot ;) Tylko Tomek się niecierpliwił, hi hi.
2:00 Bułgaria. Pan Serb pieczątki nam przybijał trzy kwadranse po północy, ale z wczorajszą datą, hi hi. Jechaliśmy przez Sofię. I znów wspomnienia i ogromny sentyment...
7:00 (a właściwie 8:00 miejscowego czasu) Jesteśmy już w Grecji!!! Tym razem szybciej na granicy poszło. Pierwsze wrażenia: wszędzie białe domki z czerwonymi dachówkami. Literki greckie jako tako znam, ale ciężko mi je szybko poskładać w wyrazy. Ćwiczę po drodze :)
11:00 (12:00 miejscowego czasu) Ufff, jesteśmy na miejscu (po trzydziestoośmio godzinnej podróży - masakra, ale dobrze, że szczęśliwie dojechaliśmy). Martwiłam się o pokój, ale podobno Michał zdecydował, że będę z Asią (tą, do której mnie dosadzili w autokarze). Nie jest źle. W pokoiku jest kuchnia i łazienka. Żaden luksus, wręcz przeciwnie, no ale nie po luksusy tu przyjechaliśmy.
16:00 miejscowego czasu Mieliśmy spotkanie grupowe. Okazało się, że można też pojechać do Aten! Tego się nie spodziewałam (i się nie przygotowałam), bo myślałam, że za daleko, a jednak! Tylko ile to wszystko kasy będzie kosztować! Jak zapłacę za te wszystkie wycieczki, to już mi na życie niewiele zostanie. Ale w ostateczności mogę wypłacić z bankomatu. W końcu pewnie tak szybko już tu nie wrócę, a Aten bym miała nie zobaczyć?! Pogoda nadal pod psem :( Poszliśmy po spotkaniu z Agą i Jurkiem się trochę przejść. Morze, jak morze, plaża ładniejsza nad Bałtykiem. Za to domy wczasowe kompletnie inne (architektura). Białe, jasnoniebieskie, jasnożółte lub jasnoróżowe, dwu lub trzypiętrowe, z wielkimi balkonami. Te balkony najbardziej mi sie podobają (czemu u nas się tak nie buduje?!). I choć z bliska niektóre są odrapane, to i tak ładnie to wszystko wygląda. Jak się zrobi pogoda, to muszę jakieś fotki popstrykać.
22:00 miejscowego czasu Z powodu pogody po południu wszyscy polegli odespać podróż. A mnie w dzień na wyjeździe do łóżka nikt by nie zaciągnął ;) więc poszłam się poszwędać. Gdybym przyjechała tu dla samego morza, to bym była zła. Marna jakaś ta plaża. Że nie ma piasku jak w Międzyzdrojach, no to OK, ale ile tu śmieci! Jeszcze w życiu nie widziałam tak zaśmieconej plaży! Chodzić tu na boso będzie ciężko. Za to pogrzebałam trochę w morskich 'śmieciach' i znalazłam kilka ładnych muszelek. I kraba! Zdawał się martwy, ale jak go ruszyłam, to zaczął się ruszać. Niedługo po plaży chodziłam, bo zimno mi się zrobiło. W pokoju też zminica masakryczna, nie miałam ochoty tam wracać, więc przeszłam się jeszcze miastem w nadziei, źe kogoś od nas spotkam. Zewsząd kusiły pity i gyrosy, ale na razie oszczędzam. Kurcze, ile tu sklepów! Oczopląsu można dostać. Ciuchy, jedzenie, biżuteria, futra, skóry, oj! Trzeba by chyba ze trzech dni, żeby to wszystko obejść.
Szłam już w kierunku hotelu, gdy trafiłam na Agę i Jurka! A jednak kogoś spotkałam, hi hi. Poszłam z nimi z powrotem, szukaliśmy jakiegoś taniego marketu. Przeszliśmy pół miasta i znaleźliśmy fajny... tuż pod hotelem! ;) Niedrogo, w środku mili, uśmiechnięci państwo. A swoją drogą wstyd, trzeba się w końcu nauczyć kilki słów po grecku. Po angielsku jakoś głupio, choć tu każdy rozumie, ale w końcu jesteśmy w Grecji.
Ludzie z mojego hotelu poszli gdzieś się bawić, ale ja zostałam, chcę w końcu odespać tą podróż, tym bardziej, że jutro pobudka przed siódmą - jedziemy do Meteorów!