Pani pokazała nam pokój, posadziła przy stoliku w ogrodzie, przyszedł jej mąż. I zaczęliśmy gadać, a śmieszna to była rozmowa, mąż chyba miał już w czubie, chciał nas rakiją częstować, fajnie, Wojtek nieopatrznie powiedział, że rozumiem niemiecki, a ja więcej rozumiałam jak on po chorwacku gadał, niż po niemiecku. Czyli z dogadaniem się nie ma aż tak wielkiego problemu. Super tak gadać, żałuję, że w każdym miejscu tak nie można, ale nasza podróż niestety ma zbyt duże tempo. A szkoda wielka, bo naprawdę fajnie by było rozmawiać z ludźmi w każdym kraju, szczególnie jestem ciekawa, co sądzą o tej niedawnej wojnie, czy wciąż się na siebie nawzajem gniewają, czy mają już tego dość i chcą zapomnieć? Facet chwalił się, że na starym mieście jest ileś tam kościołów, a w całym mieście trzydzieści (to tak a propos). Powiedział, że nie lubi Sycylijczyków, ale już nie dało rady go spytać czemu. Można by tak do późna siedzieć, o wiele rzeczy bym chciała ich zapytać, ale chcieliśmy skoczyć do miasta, a trzeba było się jeszcze wykąpać po całym męczącym dniu.
Przy innym stoliku siedziało trzech Polaków. Zaczepili nas, więc chwilę pogadaliśmy. Przechwalali się, jak to oni na dyski chodzą i co tam się dzieje, że butelki o ściany się rozbijają itp. Jeden mówił, że nadepnął na jeża, w klapkach co prawda, a i tak miał problem. Ile w tym prawdy to cholera wie, ale na jeże trzeba mocno uważać. Też moglibyśmy gadać dłużej, jestem ciekawa ich wrażeń, ale trzeba iść.
Pokój całkiem niezły, choć stary, łazienka wspólna, z dość brudną wanną. Ale nie marudzimy, i tak dobrze, że udało nam się ten nocleg znaleźć.
Po prysznicu, koło jedenastej dopiero, jedziemy na stare miasto. Samochód został w bocznej uliczce, przy marinie, a my przez długi, rozświetlony most przeszliśmy na półwysep.
Miasto super i choć nie ma tam jakoś szczególnie wielu zabytków do oglądania, to ma niesamowity klimat. Najbardziej mi się chyba podobały ulice wyłożone kamieniami, które przez wieki zdążyły się mocno wyślizgać i można ich nawet jak ślizgawki używać - wypróbowane ;) Super to wygląda, jakby całe ulice się świeciły.
W centrum stoi dzwonnica, obok rzymskie pozostałości.
Dotarliśmy na chwilę na nabrzeże. Kasa nam się już kończyła, wody została resztka, do jedzenia też już nic nie mieliśmy, a tu nigdzie nie ma otwartego kantoru, w fast foodach nie można płacić w euro, więc resztę kun przeznaczyliśmy na dwie kulki lodów, musiały wystarczyć na kolację ;)
Wszędzie widać palmy! Duże, małe, różne różniste.
Na wschodnim krańcu miasta też jakieś rzymskie pozostałości, kilka studni, z których czerpano wodę podczas oblężenia. Jakaś ogromna kolumna jak w Atenach. Miasto powoli zasypiało, ludzi na ulicach coraz mniej. Jak wracaliśmy, to nie było już prawie nikogo, te lśniące ulice tym bardziej niesamowicie wyglądały.
Zrobiła się już pierwsza w nocy, więc trzeba było wracać spać, bo rano możemy być tylko do wpół dziesiątej. A jutro przed nami droga bardzo długa.