I wreszcie Sarajevo! Tego miasta najbardziej jestem ciekawa! Na przedmieściach napatoczył się jakiś większy market, więc zatrzymaliśmy się. Na parkingu wojskowy dżip Euforu. Wojtek pyta żołnierza, czy można zrobić fotę. Uff, ja bym się nie odważyła, ale żołnierz pozwala! W ogóle śmieszne, ale siły pokojowe reklamują się tutaj na banerach! Co chwila widzimy na tablicach dwoje ludzi w mundurach z mapą Bośni i zaznaczonymi posterunkami. Coś takiego, po co to ciekawa jestem?
Nareszcie normalne ceny (choć wcale nie jakieś super tanie, porównywalne jak u nas, albo nawet nieco większe)! Kupujemy ful jedzenia, a potem pałaszujemy na parkingu na dachu Skody ;) Mniam mniam, są tykwiczki w cieście i inne takie z taratorem, pychota. Na parkingu krąży jakaś kobieta w chuście i chce kasę na szkołę dla dziewczynek.
Wreszcie wjeżdżamy do centrum Sarajeva. W domach nadal widać dziury, choć nie tak wiele jak w mniejszych miastach. Ale jest i sporo całkiem nowych pięknych przeszklonych budynków. I wiele się też buduje. Jakoś dziwnie mi tu robić fotki, nie wiem, co można, a co nie, żeby nikogo nie urazić.
Zostawiliśmy Skodę na parkingu przed budynkiem, gdzie na balkonie pełno żołnierzy. I poszliśmy w miasto. Kręciliśmy się trochę po zachodniej stronie. Miasto zwyczajne, są tramwaje, jeżdżą fajne fury, w końcu stolica.
Oczywiście to, co najfajniejsze, czyli prawdziwe stare miasto znajdujemy na samym końcu, jak już prawie mamy wracać. Jest jakiś wielki stary meczet, do którego wchodząc trzeba zdjąć buty. Nie wchodzimy, bo nie bardzo jest na to czas. Jest wiele innych meczetów. Prócz tego pełno sklepików i turystów, słychać język angielski. Są kobiety w chustach, siedzące przed kawiarenkami i popijające kawę ze specjalnych naczyń. Super!
Czyli Bośni nie ma się co bać, można tu spokojnie przyjeżdżać.
W drodze powrotnej poszliśmy jeszcze na lody, ale niedobre jakieś były. Czas opuścić Sarajevo. Na wzgórzu przed nami twierdza, z góry widzimy niebieski basen, chętnie byśmy do niego wskoczyli, ale znów nie ma czasu.
Jedziemy przez piękną dolinę, dookoła góry. Niestety i droga pnie się pod górę, a jest samo południe, więc musimy zrobić trzy przystanki. Ostatni w lesie, chcemy się położyć, ale wszędzie pełno śmieci. Wyprzedza nas wiele golfów, dobre auta do jeżdżenia po górach, jak widać.