Dojechałam do Szczawnika.
Miało mnie tu nie być, bo nie wiem, jak się z czasem wyrobię, ale warto było.
Stoi tu piękna cerkiewka kryta gontem. Chyba najładniejsza z tych wszystkich, które dotąd widziałam.
Autobus miał tu jakiś objazd i zobaczyłam dzięki temu coś, czego nie miałam w planach: cerkiewkę w Jstrzębiku - też śliczna. Szkoda tylko, że autobus tu tak rzadko jeździ, bo przejeżdżaliśmy obok mofetów, ale nie mogłam wysiąść, bo miałabym za dużo drałowania. Szkoda wielka, że akurat ta atrakcja mnie ominęła.
Za cerkwią jest źródełko, spróbowałam wody, a co! Smak trochę dziwaczny, hi hi, jak metalowa woda :)
Kurcze, zbyt ciepło nie jest. Wiatr powiewa, słońca mało, a ja w krótkich spodenkach. Mam nadzieję, że jak trochę pochodzę, to mi się cieplej zrobi.
Złockie i kolejna drewniana cerkiewka. Ta ma jedną cebulkę wielką i okrągłą - łatwo zapamiętać. Jak tu spokojnie! Zapach lip jest odurzający - jak ja się cieszę, że tu wciąż one kwitną, mogę się nawąchać za wszystkie czasy!
Zamek w Muszynie. A właściwie jego ruiny. Jest przepiękny, widać stąd doliny Popradu i Muszynki. Była wycieczka dzieciaków, ale teraz wszyscy sobie poszli i jestem tu na górze całkiem sama. U stóp mam miasto, w dali widać kościółek. Cudownie!
Ze Złockiego dotarłam tu szczytami. Mijałam pola pełne pszenicy, rumianków, koniczyny i kwitnących pyrków. Prześlicznie!