Apartament mamy dwupokojowy, z łazienką i kuchnią :) Na ścianie wiszą piękne obrazki (malowane, jak się później okazało, przez jakąś panią astronom). Szkoda, że to wszystko wymaga generalnego remontu.
Na śniadanie mamy tylko dwie brzoskwinie. Barek zamknięty, bo jest sobota. Woda też nam się kończy.
Ale za to jesteśmy w Rożen! Idziemy do szefowej, bo jak się okazuje, nasz pobyt zrobił się już oficjalny. Szefowa jest bardzo miła, daje nam klucze do kopuły!!!
Idziemy przejść się po okolicy. Najbardziej podoba mi się kula, otoczona paskiem czarnego papieru, na którym wypala się droga słońca po niebie.
No i chwila najbardziej wyczekana - idziemy do kopuły. Wycieczka akurat wychodzi, znów się udaje, jesteśmy sami, fotek możemy robić do woli! Teraz dopiero widać, jaki teleskop jest ogromny! Nie przepuszczamy też balkoniku.
Na sąsiednim wzgórzu trzy kolejne kopuły (już mniejsze), jedna otwarta. Idziemy tam, w nadziei, że wpuszczą nas do środka. Wpuszczają! Hura! Jest koronograf, dziewczyna robi zdjęcia, na których doskonale widać protuberancje. Ekstra! Szkoda, że nie mogę tego zrobić moim aparatem, ale ona ma tam wszystko poustawiane i nie wypada prosić.
No i tak czas zleciał nam do pierwszej. Tak się cieszę, że tu przyjechaliśmy! Żegnamy sie, dziekujemy za wszystko i zjeżdżamy w dół.
Teraz dopiero widać, jak wysoko wczoraj wjechaliśmy. Widoki cudowne! Gdzieś w dali słychać dzwonki krówek.
Po drodze Pamporowo i wreszcie jedzenie ;) Mieliśmy wjechać kolejką na górę, do wieży, ale było już późno, a widok pewnie podobny jak z Rożen. Za to objechaliśmy miasteczko dookoła. Ile tam się buduje nowych hoteli! Niektóre już stoją i przyznać trzeba, że są bardzo ładne, wcale nie szklane nowoczesne, a raczej dopasowane do górskiej okolicy. Za parę lat będzie tam niezły kurort narciarski!