Kierujemy się na południe. Na szczęście już z góry. W Smolian zatrzymujemy się po jakieś zakupy na kolację (żeby nie powtórzyła się wczorajsza sytuacja, hi hi).
W pobliżu miała być granica z Grecją, ale na stacji wszyscy mówią, że nic takiego tam nie ma. Policjanci potwierdzają tę informację. No to mamy kłopot. Siadamy zniechęceni na krawężniku, debatując nad mapą. Najbliższe przejście ponad sto kilometrów na zachód, w dodatku przez góry. No cóż, chyba nie mamy wyjścia. Straciliśmy jeden dzień, wizja Istambułu oddala się coraz bardziej. Idziemy jeszcze na deptak, poszukać kafejki internetowej, bo mój dysk szwankuje i wolę przegrać fotki na płytkę.
Musimy teraz wjechać pod tą górę do Pamporowa, z której przed dwoma godzinami tacy zadowoleni zjechaliśmy. Skoda dostaje w kość, zatrzymujemy się po drodze, ale za to widoki są super! Góry, w dole małe miasteczka. Słonko powoli chyli się ku zachodowi. Czas szukać noclegu.