Pospać zbyt długo się nie dało, bo gorąco w pokoju się zrobiło. A i głodni byliśmy. Poszliśmy poszukać czegoś do jedzenia. Usiedliśmy w knajpie i najedliśmy się tak, że potem ciężko było wstać. Nadziewane czuszki i frytki z kebabcze. Mniam! Należało nam się po tym poście w Grecji!
Obejrzeliśmy stary most. Zbudowali go Turcy jeszcze w XV wieku. Zadziwiające, że most może przetrwać pięć wieków i wciąż służyć! Jest super, z łukowatymi przęsłami. Do ludzika już nie wracaliśmy, bo trzeba by się cofnąć pod granicę, a na to nie było za bardzo czasu.
Teraz kierunek to Morze Czarne. Chcieliśmy odwiedzić Kasię w Słonecznym Brzegu. A ja dodatkowo chciałam zobaczyć raz jeszcze te miejsca, w których byliśmy sześć lat temu.
Po drodze mijaliśmy małe wioski. Niektóre drogi dziurawe jak ser, ale w niektórych miejscach świeżo położony asfalt. Fajnie, że robią remonty, za kilka lat będzie rewelacja!
Znów przejechaliśmy przez góry, Skoda znów się zagrzała, ale tylko raz na szczęście. Przez chwilę na drodze było kompletnie pusto i cicho, nie licząc odgłosów lasu.
Przed Burgas trafiliśmy jeszcze na ogrodzony teren z brązową tabliczką. Myśleliśmy, że jest tam coś ciekawego, a tam furtka otwarta, nikogo nie ma, tylko dwa garnki na trawie. Ale poszliśmy dalej i znaleźliśmy pełno kawałków skorupek. Leżały sobie na kupie. Niektóre były porozkładane na chodniku, wyglądało to jakby przyszli archeolodzy się na tym uczyli.