Wstałam o siódmej, bo mieliśmy dziś płynąć na Christianso. Ale pogoda pomieszała nam szyki, chmurzyska okropne przyszły. W kiosku chciałam kupić mapę, ale ta, którą z sobą przywiozłam była lepsza. Informacja jeszcze zamknięta. W dodatku zaczęło padać :(
Mnie tam deszcz nie przeszkadzał i poszłam poszukać wiatraków. Najpierw koźlak. Ten jakoś na mnie zbyt wielkiego wrażenia nie robi, u nas pełno takich.
Wieża wodna mnie rozczarowała, bo schody na nią były zamknięte :(
Holenderskiego wiatraka trochę się naszukałam, schował się na końcu uliczki otoczonej żywopłotem ;) Warto było go szukać, piękny jest, cały krytym gontem.
Rozpadało się na dobre niestety, jak tu z taką pogodą nie mieć deprechy, skoro na każdy dzień mam coś zaplanowane?! Na szczęście koło południa się przejaśniło i można było ruszać w drogę :)