I znów podróż autobusem do Ols Kirke. Poznałam dwie lesbijki, pytałam o drogę, one zaczęły coś po swojemu gadać z kierowcą i stanęło na tym, że wysadzili mnie przy samym kościółku :) Z przystanku miałabym ładny hektar. Miło mi się zrobiło, nie dość, że ludzie się na ulicy uśmiechają i mówią dzień dobry, to jeszcze są tacy mili :)
Kościółek znów zamknięty, ale za to trafiłam na moment, gdy dzwony biły :) I nawet na dzwonnicę dało się wejść :) Pięknie!
Musiałam się spieszyć, żeby zdążyć na autobus w Tejn. Na szczęście wyszłam prosto na przystanek :)
W Ronne zanosiło się na godzinne czekanie, a zimno już było okropnie i ciemno. Więc wykombinowałam pojechać najpierw do Nexo, a stamtąd do Svaneke. Lepiej siedzieć w autobusie, niż na dworze.
Dziwne, że ludzie tu nie mają ani firanek ani zasłon w oknach. Wywodzi się to ponoć z dawnych czasów, kiedy mąż wypływał na morze, żona miała okna niezasłonięte, żeby wszyscy widzieli, że dobrze się prowadzi. Zostało tak do dziś. Głupio trochę tak podglądać, ale dzięki temu można zobaczyć, jak ludzie mają w domach. W jednym widziałam stary stojący pięknie malowany zegar.