W Jaworze jesteśmy po dziesiątej. Najpierw szukamy banku i bankomatu. Jeden nie działa, w oddziale kolejka, idziemy do agencji, tam też kolejka. Uff, nie ma to, jak poniedziałek rano ;)
Rynek tu bardzo ładny, są kolorowe kamieniczki z podcieniami. A pod nimi przejścia pomalowane na biało, wygląda to super!
Czas na porządne śniadanie, na zamku było tylko princepolo. Na rynku jakoś nie ma żadnej kawiarni, ale ktoś nam poleca restaurację w ratuszu. Na szczęście jest otwarta. Wciągam oczywiście pierogi ;)
Jak już tu jesteśmy, to wpadło nam do głowy, że może tak dałoby się na wieżę ratusza wejść. W ratuszu jest urząd miasta, nic to, ładujemy się. W pokou nr. 1, gdzie mieści się informacja, panie patrzą na nas zdziwione. Na wieżę wejść nie można, bo to niebezpieczne (cóż, nie takie rzeczy się na tej wycieczce robiło), że nawet konserwatora nie ma, jest w szpitalu. Nie dopytujemy się już, czy konserwator ów może z wieży spadł ;) Ale miła pani zachęca nas, żebyśmy poszły na górę, do pokoju nr. 18, bo można obejrzeć salę rajców.
Cóż, lepszy rydz, niż nic, idziemy na górę. W pokoju nr. 18 akurat jakieś spotkanie chyba trwa, ale pani nas wysłuchała i poszła nam otworzyć salę rajców. To, co najbardziej się tam w oczy rzuca, to wielkie kolorowe witraże. I wszędzie przeplata się herb miasta. Poza tym sala cała wyłożona drewnem, ładnie tu wygląda, trzeba przyznać.
Wychodzimy i pytamy o herb. Pani mówi nam, że mamy się udać do pokoju nr. 4, tam jest promocja, to nam powiedzą. W pokoju nr. 4 nie ma wcale promocji, tylko jakieś kadry, czy coś. Pytamy, okazuje się, że promocja jest w pokoju nr. 2. Wchodzimy do pokoju nr. 2. Pytamy o herb miasta. A tam trójka młodych ludzi wlepia w nas zdziwione spojrzenia i nic. Jedna pani odsyła nas do informacji turystycznej. Pan w końcu się zreflektował i powiedział, że można poczytać na stronie internetowej. Ale my nie chcemy strony internetowej! Chcemy tylko wiedzieć, co przedstawia herb miasta! Jak się później okazało, wystarczyło powiedzieć jedno zdanie…