Herb zostawiłyśmy na razie w spokoju, poszłyśmy do kościółka pokoju. Panie w urzędzie powiedziały, że mamy się pospieszyć, bo teraz akurat jest otwarte (może chciały się nas pozbyć, hi hi?).
Myślałyśmy, że jednak zamknęli, obeszłyśmy cały kościółek dookoła i w końcu prawie w punkcie wyjścia znalazło się wejście ;)
A w środku... podobne wrażenie, jak w Świdnicy! Kościółek tak samo duży, to ponoć największy drewniany kościół w Europie. Też pięknie wymalowany, też ma wiele wejść i wyjść i kilka pięter empor. Super, że można było robić zdjęcia, nie mogłam nie skorzystać :)
Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała wejść na górę. Na jednych jedynych schodkach nie wisiał zakaz ;) Przy każdym kroku skrzypi podłoga. W Świdnicy bardzo chciałam zobaczyć, jak to wszystko na górze wygląda, loże i widok z góry. I tu się udało! Obejrzałyśmy stare piękne organy. Szkoda, że nie można ich posłuchać na żywo, dźwięk jest tylko z płyty. Bardzo mi się podoba, aż się wychodzić nie chce, tak tu pięknie, tym bardziej, że po chwili zostajemy znów całkiem same.
I z panią, która kasuje za bilety miło się rozmawia. Okazuje się, że z kasą na remont jest kiepsko, są tylko środki na bieżące konserwacje. A przecież ten kościółek jest na liście Unesco! Grzech byłby, gdyby miał się zniszczyć!
Robi się cudnie ciepło, zrzucam z siebie kurtkę i polar. Prawie jak lato :)
Następny punt programu to kościół Św. Marcina, którego wieża góruje nad miastem. I tu wreszcie wyjaśnia się sprawa herbu (a to dzięki tablicy, która stoi przed kościołem), okazuje się, że to właśnie Św. Marcin, który dzieli się swą szatą z żebrakiem.
Oczywiście chcemy wdrapać się na wieżę, ale w pobliżu nie ma nikogo, tylko ekipa remontowa, która nie ma klucza. Sam kościół też chroniony kratami, ale trochę udaje nam się do środka kuknąć. Za to na zewnętrznych ścianach wiele epitafiów z przeróżnymi rzeźbami, bardzo interesującymi, gdy się im bliżej przyjrzeć.
Został nam do odwiedzenia jeszcze zamek. Choć widać, że ktoś się postarał, aby jakoś ten zamek wyglądał, to nie na wiele się to zdało. Po wojnie było tu więzienie i wiele z tej atmosfery zostało. W pomieszczeniach na dole kilka hurtowni i zbyt fajnie nie jest. Szukam jakiegoś wejścia na górę, żeby może fotkę zrobić. I znajduje się brudna klatka schodowa. Wybite szyby. Na strychu mieszkają dzicy lokatorzy, których na szczęście nie zastajemy. No, nie wygląda to wszystko ładnie ani pięknie, tym bardziej po zamkach, które dotąd odwiedziliśmy.
Rozczulił mnie za to napis na murze: 'Pragnę iść tylko z Tobą, choćby najsilniejszy wiatr wiał... M.' Piękne...
Z dołu zamek robi wrażenie o niebo lepsze, stąd już bardziej na prawdziwy zamek wygląda. Fajnie byłoby o niego bardziej zadbać.
Na koniec siadamy w knajpce niedaleko rynku. W oczekiwaniu na Prezesa bardzo miło spędzamy popołudnie :)