I już trzeba jechać dalej, bo czas goni. Wracamy na główną drogę. Przeleciało nam przez głowę, żeby jechać dalej do Ait Benhaddou, ale przecież pani prosiła, że nie ma być offroad ;)
Tak więc do Ait Benhaddou dotarliśmy główną drogą.
Najpierw zza góry wyłania się piękne brązowe miasto. Stoi na wzgórzu i jest naprawdę urokliwe! Robimy mały przystanek na foto. Ciężko się odczepić od tego widoku!
Jedziemy do miasteczka. Najpierw trzeba minąć młodsze miasto, w którym pełno jest sklepików i restauracji.
Ale my idziemy do kazby. Żeby się do niej dostać, trzeba przejść przez czerwoną rzekę. Nie trzeba się moczyć, bo w poprzek panowie układają worki z kamieniami, po których spokojnie można dostać się na drugi brzeg.
Miasteczko ma niesamowity urok. Tylko że jakoś nie możemy znaleźć wejścia na górę. Ktoś mówi, że w prawo, inny, że w lewo, jeszcze inny zaprasza do swojego sklepiku ;) Jest stroma dróżka w górę, ale jakieś roboty tam trwają. Stwierdzamy, że odpuszczamy, bo popołudnie dość późne już się zrobiło, a drogi przed nami jeszcze sporo. Szkoda wielka, ale przynajmniej jest pretekst, żeby jeszcze tu wrócić :)