Wjeżdżamy do Ancony. Z daleka widać stare miasto na cyplu. Po drodze mijamy port. Jak się okazało, nie ma tu jakiegoś szczególnego miejsca, gdzie by było stare miasto. Kierujemy się do katedry i droga znów prowadzi nas na strome wzgórze ;) Na wzgórzu króluje kościół, nic szczególnego, choć spodobały mi się lwy go strzegące wyrzeźbione w mieniącym się marmurze.
Dla katedry nie warto się tu wspinać, ale dla widoku owszem. Z góry podziwiać można cały port i resztę miasta. A port jest całkiem spory, z ogromnymi promami. Nazwa nam znana z Cro, Jardolinia, pewnie tam właśnie płynie.
Chcemy jeszcze obejrzeć centrum, już z auta, bo czasu na chodzenie nie ma. Oprócz tego, że trafiamy na korek i całkiem ładne kamieniczki nie ma tu już nic ciekawego. Zatrzymujemy się tylko przy okrągłej rotundzie ze stylizowanymi na starożytne kolumnami i widokiem na morze.
Miasto nie chce nas wypuścić, na wyjeździe jakieś roboty i pozamykane drogi, po drogowskazach nie da się kierować ani rusz, kręcimy się tylko w kółko. W końcu się jednak udaje i kierujemy się wgłąb lądu.