Do Gostynia docieramy już po ciemku. Od razu kierujemy się na Świętą Górę. Na jednym z okolicznych wzgórz wznosi się monumentalna Bazylika a przy niej kompleks zabudowań klasztornych.
Chrześcijańskie początki Świętej Góry są ściśle związane z przyjęciem przez władcę Mieszka I i jego dwór wiary chrystusowej, która na tereny ówczesnego kraju Polan docierała przez misjonarzy i ewangelizatorów.
Początki samej Bazyliki wiążą się z założeniem Kongregacji Oratorium Św. Filipa Neri w Polsce w roku 1668. Kościół został uroczyście poświęcony w dniu 8 września 1698 roku, mimo, że jego budowę ukończono dopiero w 1736 r.
Kościół widać już z daleka i faktycznie droga do niego prowadzi pod górę. Jest przepięknie oświetlony, a najbardziej rzuca się w oczy kopuła, której architektem był znany wówczas w Polsce Pompeo Ferrari, Włoch zamieszkały w Rydzynie.
W kościele trwa akurat nabożeństwo. Wchodzimy tylko na chwilę, żeby się rozejrzeć. Uderza zimno, jakie tu panuje.
Obok kościoła jest równie pięknie oświetlony klasztor z kwadratową wieżą. Robię zdjęcia jak najęta, w międzyczasie nabożeństwo się kończy, w kopule gaśnie światło, auta z parkingu odjeżdżają - rajwach trwa tylko chwilę i zostajemy tam sami. Przy parkingu jest też śliczny niski barokowy budynek.
Zimno robi się coraz bardziej, więc czas już pożegnać Bazylikę i wracać powoli do domu. A nie jest to takie proste, jakby się zdawać mogło, bo w Gostyniu wszystkie chyba ulice w centrum są jednokierunkowe i dla kogoś kto nie zna miasta przejazd przez nie i znalezienie czegoś może być nieco zabawne, pod warunkiem, ze się nie spieszymy ;)