Wracamy do Raven. Żeby przejechać, musimy poczekać na przechodzące drogą owce.
I odbijamy bardziej na północ. Mam tam na mapie zaznaczone jeszcze dwa ciekawe miejsca. Niestety czubki gór zaczynają tonąć w chmurach, ale na razie bardzo strasznie to nie wygląda. Zjeżdżamy w dolinkę rzeczki, jest drogowskaz do Kamiennej Góry. Pan z Raven mówił, że trzeba pójść około pół godziny. Dla mnie idealnie, wreszcie będę miała swój spacerek po górach! Przebieram buty, auto zostawiamy wśród choinek, wszystko gotowe, idziemy...
Zrobiliśmy kilka kroków, błyska się, patrzymy po sobie, za chwilę grzmot. No to nici z mojego spacerku :( Szkoda mi okropnie, bo ta góra na pocztówce nieźle wygląda, ale o ile deszcz da się przeżyć, o tyle z burzą w górach lepiej nie igrać. W. ma radochę, że nie musi iść ;) Cóż, trzeba będzie tu jeszcze wrócić...
Jedziemy jeszcze drogą kawałek dalej, tak z ciekawości, jest tam turecko brzmiący drogowskaz, że niby coś ciekawego, ale wjeżdżamy na polanę z jakimś nowym budynkiem i tyle, deszcz już zaczyna kapać, a dalej wjechać się nie da. I tak mamy już Skoda offroad po kamlotach ;)
Wracamy więc do Raven, ulewa zrobiła się na dobre, robię jeszcze zdjęcia pomalowanym nie wiedzieć czemu na niebiesko owcom kulącym się pod wiekowymi dębami. Te dęby to ponoć pozostałość po wielkim lesie, który pokrywał kiedyś Rodopy.
Droga do Momchilgrad mija nam w deszczu, czas ucieka, więc pora najwyższa ruszać w końcu na południe!