Znów nie chce się wstawać, pogoda nie zachęca, niebo całe pokryte chmurami.
Na śniadanie kawka zaparzona w specjalnym garneczku, taka, jak piłam u Aurelio :) Do tego sucharki z przepyszną morelową konfiturą :)
O wpół jedenastej wychodzę do miasta. Za rondem skręcam w boczną parkową dróżkę, która prowadzi pod górę wśród drzew i obok starych domków. Na drzewach wciąż jeszcze trochę liści, pieją kury i śpiewają ptaszki. Jest tak spokojnie, po zatłoczonym Milano cudownie.
No tak, tylko dróżka nie doprowadza mnie do Cita Alta, jak się spodziewałam, tylko do Castello di San Vigilio. Okazało się, że okrążyłam miasto dookoła, włażąc na sąsiednie wzgórze ;) Ale przynajmniej miałam ładny spacer :)
Nadal jest zimno i chmurzaście, szkoda, bo widoki mogłyby być ładniejsze. Ale tak jest za to bardziej klimatycznie :) Tym bardziej, że jestem tu prawie sama. Co kwadrans biją dzwony – super! I bardzo ładnie widać stąd miasto i góry dookoła.
W dół można zjechać funicolare, ale ja chcę się przejść. Widoki po drodze co chwilę super, no i ładna uliczka wiedzie w dół.
No to teraz czas na stare miasto. Po drodze mijam Citadela, ale zamknięte.
Na Piazza Vecchia podziwiam zegar słoneczny – super jest! Szkoda, że słońca nie ma. Na placu jest fontanna i Campanone i stare schody prowadzące do muzeum. Pod muzeum przechodzi się na mniejszy plac, przy którym jest Duomo i bazylika.
Niestety mamy sjestę, więc wszystko dookoła pozamykane. Szwędam się więc po okolicy uliczkami tu i tam, robiąc fotki. Miasto nie jest duże, ale jakoś nie mogę się tu odnaleźć ;)
.