Na śniadanie zajadamy ciasto czekoladowe, które upiekł Stefano. Do tego czekoladowe ciasteczka z gwiazdkami - śliczne!
Z domku wychodzimy dopiero w południe. Najpierw jedziemy na stację benzynową, którą właśnie zamykają, hehehe, dziś sobota.
Kawałek dalej skręcamy na północ - do L'Isuledda. Kolejna fajna nazwa. Miejscowa nazwa to Isola dei Gabbiani.
Zatrzymujemy się na prawie pustym teraz parkingu i idziemy na piękną plażę. I znów cudnie niebieska i przezroczysta woda, w dali kawałki lądu z domkami. I znów pływanie w tej pięknie przezroczystej wodzie... super! Słonko świeci, więc w ogóle nie chce mi się stąd nigdzie ruszać. Więc siedzimy dłużej, niż było w planie i gadamy.
W końcu jednak zbieramy się. Po drodze prześwitują co kawałek piękne widoki, ale w większości albo nie ma jak się zatrzymać, bo droga dość wąska i kręta (ponoć to jedyne miejsce w Europie, gdzie nie ma autostrad ;) ), albo dostępu na wzgórza nie ma, bo properta privata. Ech, i tak jest wszędzie. To jedna z niewielu rzeczy, które mi się tu nie podobają...
.