Na śniadanie: serek, sucharki, chlebek sardyński, ciasto czekoladowe, ciasteczka czekoladowe, słodkie winogrona, mleko z kawą ;)
Tym razem zbieramy się trochę wcześniej - o jedenastej ;)
Jedziemy prosto na Capo Testa. Po drodze piękny widok na miasteczko w dole i zachodnie wybrzeże. Nieco ciemny przez chmury.
Turystów jakoś tu więcej niż w innych miejscach, ale to nic. Idziemy zobaczyć faro, czyli latarnię morską. Latarnia to spory biały budynek, który wznosi się na wzgórzu. Jest zamknięty i ogrodzony - to teren wojskowy. Szkoda.
Kawałek dalej druga latarnia - też zamknięta.
Wszędzie dookoła są niesamowite skały - wyrzeźbione przez morze. Coś pięknego!
Schodzimy po nich na dół, na maleńką plażę. W ogóle tu nie wieje, jest cicho i spokojnie.
Wspinamy się jeszcze po skałach. Można tu łazić do woli, odnajdywać drogę wśród kamlotów, albo i nie ;) Czasem trzeba zawrócić.
Po drugiej stronie latarni też nie mniej ładnie, widoki niesamowite!
Nieco dalej czeka kolejna mała plaża, a właściwie dwie, oddzielone skałami. Idziemy oczywiście na tą dalszą. Na dół można się dostać tylko stromą dróżką, a na drugą plażę trzeba przedostać się skacząc po skałach. Nie każdemu się chce, więc przez większość czasu mamy ją całą dla siebie :) Piasek ma tu złoty kolor, więc plaża otrzymuje nazwę Spiaggia d'Oro :) Choć naprawdę nazywa się Cala Spinosa, ale to pewnie ta pierwsza ;)
W wodzie też skały, więc ubieram morskie buty i wyruszam na poszukiwanie skarbów ;) Trochę dalej muszelki są, ale wszystkie zamieszkane przez kraby, które najpierw chowają się przestraszone, a potem wykukują ciekawie. Na początku widać tylko łapki i małe świecące jak wypolerowane węgielki czarne oczka.
Z drugiej strony zatoczki wciąż obserwuje nas mnich - nazwałam tak jedną ze skał, bo idealnie przypomina mnicha w kapturze. A może czarodzieja?
.