Geoblog.pl    magiana    Podróże    Bałkany 2008    Brasov
Zwiń mapę
2008
13
sie

Brasov

 
Rumunia
Rumunia, Braşov
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1114 km
 
Jechalismy z Suceavy siedem godzin! Ufff, mialam juz wrazenie, ze ta podroz nigdy sie nie skonczy. To kolejne ponad 300 kilometrow do pokonania, ale coz, chcielismy objazdowke, to mamy ;)
Ale za to gory byly piekne.
W koncu dojechalismy, podjechalismy autobusem na stare miasto (znow zajmujac po dwa siedzenia z tymi plecakami, na szczescie tu autobus prawie pusty).
Hotel znalezlismy z przewodnika, po malej przygodzie, ale o tym juz napisze pozniej.
Miasteczko super, duzo ladniejsze od Suceavy, w nocy pieknie oswietlone.
Plany na jutro niewiadome ;) Bran? - komercha? Moze od razu Sigisoara?

reszta po powrocie :)

Pobudkę mieliśmy o szóstej. Uch, zdecydowanie za wcześnie, ale o ósmej mamy autobus do Brasova. Trochę się zdziwiliśmy, bo kierowca skasował nas po 50 lei. Pani wczoraj na dworcu mówiła, że 16 lei, w to nie za bardzo chciało mi się wierzyć, ale cena z przewodnika to 35 lei.
Jedziemy w miarę komfortowo przez góry Bukoviny. Po drodze pięknie, w oddali kolorowe pola na pagórkach. Klasyczne foty z Rumunii to Dacie, wozy ciągnięte przez osiołki i starsi faceci w naciągniętych na oczy kapeluszach. I to wszystko faktycznie tu jest! I mimo, że nie za bardzo chciało mi się tu przyjeżdżać, to muszę przyznać, że naprawdę jest pięknie!
Najpierw jechaliśmy równiną i nie było zbyt ciekawie, dopiero jak wjechaliśmy na krętą górską drogę, to zaczęło mi się podobać. Mijaliśmy pełno małych wiosek ze ślicznymi kolorowymi domkami, kryjącymi się wśród winogron. Przed płotami ławeczki i czasem studnie. Przy tych studniach zbierają się mieszkańcy, żeby pobyć razem i porozmawiać. Teraz jest dopiero południe, wiec jest dość pusto.
W miastach na rabatach pełno kwitnących kwiatów. Super, czemu u nas sadzą jakieś nudne iglaki?
I kolejne pasmo górskie. Tu już bardziej stromo, zakręty po 180 stopni. Kierowca wyprzedza tira na zakręcie, robi się znajomo :) Stan drogi trochę kiepski, ale bez większych dziur.
Tuż przed Brasovem do autobusu wsiadły kanary. Podjechali autem, kierowca się zatrzymał, dwóch kolesi wsiadło.

Po drugiej nareszcie jesteśmy w Brasovie! Dworzec główny nie sprawia przyjemnego wrażenia. Dużo tu typów, którzy podejrzanie się gapią. Choć w środku wygląda bardzo ładnie (kibelek 1 lei). Ludzie proponują noclegi, ale my chcemy na starym mieście. Jeszcze tylko sprawdzamy na jutro pociągi i w drogę.
Do centrum jedzie autobus nr. 4. Ludzie pomagają, bo pytam, jak dojechać.
Wysiadamy, gdzie każe przewodnik, jest hotel, który poleca przewodnik, że tani i dobrze. Miał się nazywać Aro Sport i miał to być hostel. Z daleka już widzimy napis, jednak z bliska okazuje się, że jest Aro Palace. I jakoś tak podejrzanie elegancki. Coś nie pasuje. Ale cóż, skoro już tu jesteśmy, to wchodzimy do środka zapytać, ile kosztuje nocleg. Wszyscy podjeżdżają ładnymi furami, a my tacy zmęczeni, z wielkimi plecakami. Goście w recepcji musieli mieć z nas niezły ubaw, pewnie nie my pierwsi i nie ostatni ;) Na szczęście jeden wytłumaczył nam, że nasz hostel jest na tyłach hotelu, w uliczce dalej.
No faktycznie, jest. Dwójka kosztuje 78 lei, gościu zgadza się, żebyśmy spali we trójkę w jednym, bo trójek nie ma. Pokój nawet ładny, choć łazienka na korytarzu i już nie taka ładna. Ale za to spodobała mi się szafa, trochę stylizowana, rzeźbiona, cała z drewna.

Szybki prysznic i idziemy zwiedzać. Stare miasto faktycznie jest super, na zdjęciach ten rynek jakoś zdecydowanie gorzej wyglądał. Chcemy wjechać na górę kolejką, ale tu fota, tam fota, jest tak ładnie, że zatrzymujemy się co chwilę i ostatnia kolejka właśnie odjechała. No nic, przyjdziemy rano. Za to ze wzgórza rozciąga się piękny widok na dachy starego miasta!
Idziemy wzdłuż murów, przez bramę wyznaczającą granicę dawnego miasta. Po drodze, całkiem przypadkowo trafiamy na uliczkę Sznurową, ponoć najwęższą w Europie. I naprawdę jest wąziutka, bez trudu można dotknąć naraz obu ścian po bokach. Każdy chce mieć tu fotę.
Jak wyszliśmy z uliczki, to pod murem stała stara babcinka. Pytam ją na migi, czy mogę zrobić jej fotkę, mogę. Pyta, skąd jesteśmy, to jeszcze zrozumiałam, ale potem pyta o coś jeszcze, a ja mogę tylko bezradnie rozłożyć ręce. Tak mi szkoda, jak języka nie znamy, bo chętnie bym z nią pogadała.
Na rynku spędzamy trochę czasu, słonko akurat jest już nisko i ładnie oświetla kamieniczki. Pełno tu Polaków. Pełno knajpek i kawiarni. Zgłodnieliśmy już mocno, więc szukamy czegoś z tradycyjną kuchnią rumuńską. A tych jak na lekarstwo, królują tu pizzerie i puby, a jak jest coś lepszego, to ceny od razu niefajne. Z jednej restauracji, polecanej w przewodniku wypłoszyły nas właśnie ceny. W końcu siadamy gdziekolwiek w bocznej uliczce, bo głodna jestem okrutnie, a normalnych sklepów też tu jakoś brakuje. Zamawiam sałatę i frytki (z braku laku, mici nie ma). Czekamy już ponad pół godziny, już mi źle z głodu, proszę panią, żeby choć tą sałatę mi przyniosła. Dobrze dobrze i nadal nic. W końcu, jak poprosiłam inną panią, to się doczekałam, ale wtedy i reszta też przyszła. Ufff.
Po kolacji Krzysiek wraca do hostelu, a my z Anią idziemy robić nocne fotki. Rynek jest przepięknie oświetlony, więc można focić bez końca. Super jest, aż się nie chce iść spać!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mitrofan
mitrofan - 2008-09-22 23:10
Miło pooglądać miejsca, które się widziało nie tak dawno. Każdy jednak widzi co innego.
Podobają mi się Twoje zdjęcia, szkoda tylko, że na razie jest ich mało. Relacja jest taka żywa, z elementami młodzieżowego slangu. Czyta się ją bardzo dobrze. Pozdrawiam. MK
 
 
magiana
Alicja D
zwiedziła 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 597 wpisów597 97 komentarzy97 2819 zdjęć2819 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.10.2012 - 12.10.2012
 
 
06.12.2011 - 10.12.2011