Ścieżka do zamku zaczyna się przy kolorowym domku. Trzeba było wspiąć się na górę.
Długo to nie trwało i już byliśmy przy bramie.
Zamek Grodno piękny jest! Ma trzy bramy, jednej z nich pilnują gryfy. A po drugiej stronie budynek jest pięknie ozdobiony kolorowymi wzorami na tynku. Druga brama jest całkiem zwyczajna (choć nad wejściem jest fantazyjny herb), a trzecia prowadzi do samego zamku. Jesteśmy z Gabi same, bo Wiola i Paweł poszli już na dół (musieliśmy się minąć), a wycieczka dzieciaków przychodzi dopiero później. Bardzo mi się tu podoba, choć z niektórych pomieszczeń niewiele już zostało, to inne są całkiem fajnie zachowane. Jest kilka eksponatów, bucik francuski w gablocie oglądałyśmy przy świetle telefonów, bo nie było światła, a ciekawe byłyśmy, cóż w tej gablocie być może ;) Są komnaty, kilka zbroi, kilka mebli, dziedziniec i sale, nad którymi nie ma już dachu. Jest też wąski korytarz w murach, a z okienek widać piękne żółte kolory lasu.
Z wieży rozciąga się przepiękny widok na Jezioro Bystrzyckie, na most, przy którym przed chwilą byliśmy i na Zagórze. Zawsze w takich miejscach wyobrażam sobie ludzi, którzy kiedyś tu mieszkali. Zamek ma też swoją legendę o księżniczce, która zrzuciła w przepaść starego bogatego narzeczonego, bo była zakochana w kimś innym.
Mogłabym tu zostać długo i buszować po zamku, ale trzeba było iść. Maciek czekał na nas na dole w Zagórzu. Po drodze znajdujemy jakieś najwyraźniej urządzenie z kamienia, które można było obracać. Szkoda, że nie ma tabliczki, co to.