Zjeżdżamy nad morze i przebijamy się powoli przez jakieś miasteczka. Wszystkie są tu połączone, jedna wielka promenada. Tak jestem zmęczona, że nawet nie chce mi się wysiadać, żeby oglądać spore mury obronne, które widzimy w Fano. A skoro są mury obronne, na pewno i w mieście jest coś ciekawego.
Zatrzymujemy się na pierwszym napotkanym spokojniejszym campingu, ładne miejsce udało się dostać i mamy nawet prywatną łazienkę za dodatkową niewielką opłatą ;)
Rano znów poszliśmy na plażę. I tak zbyt wiele czasu nie mamy, więc zostawiamy rzeczy na kamieniach i wchodzimy do morza. Woda jest super, przezroczysta, na dnie piaseczek. W pobliżu plaży jeżdżą pociągi, co można uznać za wadę lub zaletę (jeśli chce się podziwiać włoskie pociągi).
W końcu trzeba się zbierać, jeszcze szybki prysznic i w południe ruszyliśmy dalej. Trafiliśmy na otwartego Lidla i to chyba jedyne miejsce, gdzie mogliśmy zrobić porządne zakupy, bo niedrogo i duży wybór rzeczy.