Rano jesteśmy w Rzymie. Na przedmieściach piękne wille i nowe małe bloki. Nie mogę uwierzyć, że wreszcie jestem w Wiecznym Mieście! Już z okien auta widać, jak tu fajnie, przejeżdżamy nawet obok Koloseum :) Mamy półtorej godziny na znalezienie hotelu, bo od ósmej rano autami mogą się tu poruszać tylko mieszkańcy miasta. Dobrze, że mam z sobą mapę i spisane adresy hosteli, przynajmniej wiemy, gdzie się kierować, bo w mieście żadnych drogowskazów do noclegów nie ma.
Kierujemy się w stronę dworca i trafiamy do chińskiej dzielnicy. Sami skośnoocy ludzie tu chodzą, nie wiedziałam, że taka dzielnica w Rzymie jest. Idę do dwóch adresów, wszędzie jakieś wielkie bramy, wszędzie pozamykane. W końcu pieszo idziemy kilka przecznic dalej, bo parę adresów jeszcze mam. Okazało się, że tam hotel jeden na drugim i dzięki temu nie ma kłopotu z noclegiem, zamawiamy pokój w pierwszym lepszym, gdzie jest wolne. Niestety hotel nie ma parkingu, musimy radzić sobie sami, zostawiając auto na ulicy.
Pokój będzie wolny dopiero o jedenastej, więc decydujemy, że pójdziemy trochę do miasta, potem wrócimy, żeby się przespać, a potem pójdziemy znów. Okazało się, że nie takie to wcale proste...
Do miasta poszliśmy pieszo. Po drodze zajrzeliśmy do jakiegoś wielkiego kościoła, na dziedziniec jakiegoś muzeum. W ogrodach przysiedliśmy na chwilę, żeby coś zjeść. Ogrody są na pagórku, więc widać stąd pięknie Coloseo. Fajnie się z góry prezentuje, a ja tak się cieszę, że mogę je zobaczyć! Tak bardzo chciałam tu być i jestem! :) Wokół normalnie jeżdżą samochody. Niestety z drugiej strony Coloseo odkrywamy ogromną kolejkę do wejścia. Wciąż zaczepiają nas przewodnicy, że jak im dopłacimy 'tylko' ileś tam euro, to nie będziemy musieli czekać. Są nawet faceci w czerwonych strojach, z którymi można sobie zrobić zdjęcie. Nic, robimy kilka fot i idziemy do Forum Romanum. Bilet łączony, może tam będzie krótsza kolejka. Po drodze jeszcze widać piękną rzeźbioną bramę.
Na forum faktycznie kolejka krótsza (bilet 12 euro), całe szczęście, bo w słońcu się stoi, a upał coraz gorszy. Powinniśmy sobie sjestę zrobić, a nie po ruinach biegać ;) Ale na pewno warto to wszystko zobaczyć, choć przy wejściu wygląda dość niepozornie. Warto pochodzić po kamieniach, po których przed paroma tysiącami lat (!) chodzili sławni Rzymianie.
A jest to całe ogromne miasto i można tu cały dzień spędzić. Zapomniałam kartki z notatkami, więc nawet za bardzo nie wiadomo, o co chodzi, ale w stanie takiego zmęczenia i tak chyba by mi się nie chciało tego czytać. Zmęczenie pogłębia jeszcze okropny międzynarodowy tłum, który się tu szwęda. Chciałabym tu kiedyś być, jak będzie spokojniej. Miejsce w każdym razie jest niesamowite!
Zrobiło się już popołudnie, ale skoro mamy bilet, to wchodzimy też od razu do Coloseo. Z zewnątrz wygląda pięknie, a wewnątrz, hmmm, jest bardzo męczące, bo nie ma skrawka miejsca, gdzie by nie siedziały i chodziły tłumy wycieczek. Te stare mury, które tyle przetrwały teraz pokryte są od góry jakimś brzydkim cementem. Do środka wiatr nie dociera, więc nawet ja prawie umieram ;) Ale mimo to wszystko jest to kolejne miejsce, w którym warto pobyć choć chwilę.
W środkowych korytarzach są zgromadzone przeróżne rzeczy. Rzeźby sławnych Rzymian. A mnie znów fascynuje przyglądanie się ich twarzom. Szkoda, że nie ma czasu poczytać ich historii. Tyle ciekawych rzeczy się w tych murach wydarzyło!
W końcu jak opuszczamy Coloseo, jest prawie czwarta. Do hotelu jedziemy metrem (bilet 1 euro), byle szybko, bo sił powoli zaczyna braknąć. W hotelu chłodno i spokojnie, więc śpi się dobrze. Tak dobrze, że zamiast do ósmej śpimy do dziesiątej. Teraz to już nocne, a nie wieczorne zwiedzanie Rzymu nas czeka ;) Metro już nie działa, więc jedziemy autobusem. Po ciemku nie widać, gdzie można kupić bilety, więc jedziemy na gapę (chyba większość tak tu jeździ), bo szkoda czasu na szukanie automatu.