Z Melnik jedziemy jeszcze pod górę, do Rożenskiego Monastyru. Pani z muzeum mówiła, że warto. Po drodze mijamy piękne piaskowe skały, które złocą się nad drogą. Mijamy też małe stare miasteczko. U pana na parkingu kupujemy wysuszone tykwy. Pełno ich tu wisi przy domkach, po prostu się suszą. Tykwy przybierają przeróżne kształty, są mniejsze i większe, są i malowane. Ładna pamiątka.
W monastyrze cicho i spokojnie. To kolejne miejsce, w którym można odpocząć od zgiełku. W kościółku piękne freski. Jest i święty z głową owcy. Ponoć zakochała się w nim siostra i święty modlił się, żeby uroda została mu odebrana. I została.
Monastyr stoi na polanie, na odludziu. Pięknie widać stąd góry. I znów najchętniej bym sobie po nich połaziła, zamiast jechać dalej, tym bardziej, że upał daje znać o sobie. I fajnie by było te piaskowe skały z góry zobaczyć. Wiem, że kiedyś jeszcze tu wrócę...
Gdy wracamy dopiero widać, przez jakie piękne okolice wczoraj po ciemku jechaliśmy. Dookoła wszędzie winnice i małe miasteczka. Ślicznie!