Na Węgry wjeżdżamy tym razem za dnia. Teraz dopiero widać, jak ładnie są tu utrzymane autostrady, przycięta trawka, kolorowe krzaczki na poboczu. Szkoda tylko, że wszystkie miasteczka omijamy szerokim łukiem, właściwie tyle razy już tędy przejeżdżałam, a poza stolicą i Balatonem nie widziałam właściwie nic.
Wokół Budapesztu w ciągu ostatniego roku wyrósł ring. Kiedyś trzeba było przejeżdżać przez centrum i nawet autokary się tam gubiły. Teraz elegancko wszystko oznaczone, tylko uwaga - na ringu nie ma stacji benzynowych! A nam jedna by się już przydała... na szczęście jest stacja, gdy wjeżdżamy w góry.