W Milano autobus wiezie nas przez dzielnicę Arabską. Domki w klimacie włoskim, ale reszta w arabskim. Na ulicach pełno ludzi. Sklepy rzeźnicze... wszędzie kebaby... aż mam ochotę wysiąść i spróbować!
Autobus przywozi nas na Centrale. Wchodzę na chwilę obejrzeć pociągi. Jest tu pełno straganów z czymś w rodzaju świątecznego jarmarku. Sery, szynki, słodkości, a jak pachnie! Ech!
Idę na południowy wschód. Błądzę trochę, bo zwątpiłam co do kierunku i niepotrzebnie spytałam o drogę – wskazano mi inny kierunek niż potrzeba ;) Ale to nic, przynajmniej zwiedzam ;)
Tu już na ulicach pusto (poza człowiekiem układającym się do snu), choć jest przecież dopiero po dziewiątej. W końcu docieram do Piera. Za późno już dziś, żeby wyskoczyć do miasta, więc Pier robi pyszną pastę i gadamy przy winku :)
.