Muszelki jednak nie uciekły ;)
Dziś na początek wizyta w mieście, odebrać kurtkę z pralni. Rzut oka na Rena Bianca, ale na niebie na razie chmury, więc i kolor taki sobie. Potem jeszcze szybka wizyta w markecie po winogrona, bo wciąż tego słodkiego smaku nie mam dość.
Jedziemy zobaczyć Capo d'Orso, czyli niedźwiedzią skałę. A właściwie skałę przypominającą niedźwiedzia. Gdy spojrzy się pod odpowiednim kątem. Bo gdy jechaliśmy na szczyt, bardziej przypominała mi świnkę ;) Obok była mysz. Z parkingu (2 euro) na górę prowadzi ścieżka (też 2 euro), wcale nie trudna ani długa. Spotkaliśmy żółwia, który chodził na wolności :)
Na sąsiednim wzgórzu na wschodzie jest coś, co wygląda jak stara wymarła forteca, która zasłania Punta Rossa. A może wcale nie jest wymarła? Na folderze jest reklama jakiejś fortecy, którą można zwiedzać, ale tamta jest w zupełnie innym kierunku.
Dalej pojawia się widok na szlak, którym wczoraj płynęliśmy na La Maddalena i sama wyspa. Z tyłu widok na Le Saline.
Ale najlepiej jest na samej górze i pod niedźwiedziem! Pięknie widać Palau i okolice. Kolory cudne. Ale największą atrakcją jest chyba wiatr, który wieje tak, że ciężko utrzymać pozycję pionową. Jest bosko, mogłabym tak cały dzień na tym wietrze!
.