Po drodze wjeżdżamy raz jeszcze do Palau. Wczoraj już było za późno, żeby zwiedzać.
Trwa akurat sjesta, więc wszystko pozamykane.
Szwędamy się trochę uliczkami, potem idziemy zobaczyć port.
Dziewczyna zachęca do wycieczki statkiem i gdy dowiaduje się, że jestem z PL, powitaniom nie ma końca. Sandra ma tu faceta, o imieniu Mauro, mieszkają latem tu, zimą najczęściej w PL, ale w tym roku zostają tu. Mauro pływa stateczkiem na wycieczki. Gdy zaczyna gadać o tej wycieczce i gdzie oni nie pływają, przestaje mi się ta konwersacja podobać. Szkoda mi czasu, którego nie mamy za wiele, i tak przecież nie skorzystamy. Mówienie o tym nie pomaga. Koszt 50 euro teraz, w sezonie 80. Stefano od Mauro usłyszał, że 130 euro, hehehe. Jakaś kobieta obok od razu namawia, żeby spać w jej hotelu. No dobrze, podaję kontakt w Palau do Sandry: ???????
Żegnamy się w końcu, chcę zrobić jeszcze kilka zdjęć w porcie, wygląda tu ślicznie!
Idziemy powoli do auta, bo parking tylko na godzinę za free. Po drodze gelateria. Lody są tu pychaaaaaaaaa! Lepsze niż w Santa Teresa. TAKI smak właśnie mam na myśli, gdy mówię gelato :)
Kawałek dalej sklep z ceramiką. Wchodzę i nareszcie jest to, co chciałam! Teraz jestem już całkiem happy :)
.