W nocy obudziłam się gdy statkiem mocno kołysało.
Pobudka przed siódmą. Strasznie dziwne uczucie, gdy nie ma okna i nie widać nawet czy już jest dzień, czy jeszcze ciemno.
O ósmej wychodzimy na pokład. Słonko świeci, ale wkrótce chowa się za chmurami. W dali widać już górzysty ląd. Góry na północy też toną w chmurach.
Widać też już powoli miasto, które wciąż się zbliża. Jest całkiem spore, widać kilka kościołów, domy, które przycupnęły na wzgórzach, ładnie wygląda. No i port - całkiem rozległy. Po drodze zgarniamy pilota.
Stefano mówi, że jest tu oceanarium, chętnie bym poszła, chętnie bym też 'pozwiedzała' miasto, choć z samochodu.
Ale po wyjeździe utykamy w korku, wszyscy gdzieś z tego portu wyjeżdżają. Tu jest jeszcze w miarę ciekawie, autostrada po wyjeździe z miasta wije się między górskimi miasteczkami. W każdym jest campanilla.
Droga do Milano już nie jest ciekawa, płaska, a wokół same pola i fabryki, magazyny. Za oknem mgła.
Autostrada Genova - Milano 8,90 euro, Milano - Bergamo 3,10 euro.
.