I znów jedziemy przez pustkowie, po obu stronach góry, czasem palmowe gaje. W końcu dotarliśmy do drogi na Zagorę i skręciliśmy na południe. Na mapie było coś o nazwie Defile de l'Azlag i ciekawi byliśmy cóż to może być. Jedziemy i jedziemy, nic rzucającego się w oczy nie ma, w końcu wiem, że na pewno to to minęliśmy, bo przed nami już niedaleko Zagora. Ludzie znów nie potrafią nam na mapie pokazać, gdzie jesteśmy, ani gdzie szukać tego czegoś. Wracamy.
W końcu okazuje się, że owo coś to prawdopodobnie ruiny kazby wśród palm. Zrobiliśmy sobie spacer wśród nich. Ludzie mają tu małe poletka, na których rośnie zboże. Robiliśmy sobie fotki z palmami, w końcu zostałyśmy z Darią same, bo czas gonił, a tak tu pięknie, że aż żal jechać.
Pojawił się jakiś koleś, który nic nie gadał, tylko stał i na nas patrzył. Trochę się przestraszyłam, pewnie niepotrzebnie i wróciłyśmy do aut. A przy autach inny koleś rozmawia z ekipą, zaprasza nas na herbatę. Okazało się, że jest malarzem w Marrakeszu chyba, a teraz przyjechał odwiedzić rodzinę. Szkoda, że nie ma czasu skorzystać z zaproszenia, bo najchętniej bym w tym palmowym gaju została.