Po drodze wjeżdżamy do starej opuszczonej kazby. Pełno tu takich jest.
Od razu pojawił się starszy chłopiec na osiołku. Robert chciał mu zrobić zdjęcie, chłopiec czym prędzej zsiadł i spokojnie poczekał, aż obfotografujemy osiołka.
Weszliśmy na górę. Obeszliśmy kazbę dookoła. W środku zawalone schody. To niesamowite, jak szybko te domki się rozpadają. Wystarczy pewnie, że kilka razy dobrze popada. Pojawił się też jakiś koleś z łopatą. Nic nie mówił, tylko nam towarzyszył.
Przy zejściu oblepiły nas dzieci. Chciały jakieś długopisy. Dałam im bułkę, pytały skąd jesteśmy. Pojawił się koleś z łopatą, rzucił jakiś żart na mój temat i dzieci w śmiech. Hmmm...