Po drodze robi się ciemno, zaczyna padać (na trasie pogodę mieliśmy idealną!), trzeba się zatrzymać, żeby dać odetchnąć hamulcom, bo z tej strony również jest stromo z góry. W końcu jest miasteczko, postanawiamy, że tej nocy wyśpimy się w łóżku... jeśli je znajdziemy, wszystko tu pozamykane, ludzi zero. Zatrzymaliśmy się w pierwszym pensjonacie, gdzie świeciło się światło, na szczęście znalazł się dla nas pokój :) A my, zamiast iść spać, to podziwialiśmy z balkonu piękną górską burzę :)
Rano okazało się, że górski domek w Heiligenblut to najpiękniejsze miejsce, w którym spaliśmy podczas tej wyprawy! Wystarczyło wyjrzeć przez okno, a tam widok jak z reklamy milki :) W dole rzeczka, w dali miasteczko i kościółek ze stromym dachem, a zza innych gór wynurza się Grossglockner! I do tego pyszne śniadanko. Pięknie!
Znów nie chce się odjeżdżać, najchętniej bym została i połaziła trochę po górach. Wiele jeszcze atrakcji przed nami, ale takich pięknych widoków już nigdzie nie znajdziemy...
Po drodze jeszcze zatrzymujemy się na chwilę przy wielkim wodospadzie. Cudna jest ta kraina alpejskiego mleka i świstaków :) Obiecałam sobie, że kiedyś jeszcze tu wrócę!