Po drodze widzieliśmy w jednym z miasteczek wystawione stare auta. Musieliśmy się koniecznie tam zatrzymać w drodze powrotnej. Mieliśmy tylko zrobić dwie foty i jechać, ale koleś zapraszał, że mamy wejść i pooglądać. Okazało się, że ma tu być muzeum. I nie tylko auta koleś zbiera, ale też różne starocie, motocykle, telewizory, radia z zielonym okiem, różne różności, jakaś głowa Lenina się też tam szwęda. Ma też sympatycznego osiołka.
A jakie auta ma! Na pierwszy rzut oka myślałam, że to fićie, ale okazało się, że to coś bardzo podobnego. One chyba najbardziej mi się podobają, takie sympatyczne. Jest też i przedwojenne BMW, taka pomarańczowa żaba, której drzwi otwierają się od przodu, razem z całą kierownicą! :) Były też i Peugeoty, nawet i Syrenka się znalazła. Super miejsce!
Dalej już prosto do Sofii. Daleko już nie było, więc droga szybko zleciała. Po drodze jeszcze mijaliśmy Pernik z dużą ilością dymiących kominów, a w tle pomarańczowy zachód słońca.